środa, 25 lutego 2015

Francuskie lekcje - ruch to naturalny element życia a nie kolejny obowiązek.




Dziś Kochanie chcę Ci napisać o moim zdaniem bardzo ważnej rzeczy a mianowicie o ruchu i aktywoności fizycznej jako nieodłącznym, naturalnym elemencie życia.

Swoje dzieciństwo spędzałam głównie na wsi. Przez pierwszych 5 lat mojego życia mieszkaliśmy po prostu razem z moją Babcią a Twoją Prababcią Jasią na polskiej wsi. A potem kiedy się przeprowadziliśmy do pobliskiego miasteczka, ja i tak spędzałam tam każdą wolną chwilę. Czego nauczyła mnie wieś? Wielu rzeczy, ale dziś skupię się na jednej. Wieś nauczyła mnie aktywności i pracowitości. Wiele poranków i dni spędzałam u Babci i raczej rzadko widywałam ją trwoniącą czas przed telewizorem. Babcia Jasia zawsze była zajęta i aktywna: sprzątała, prała, pieliła grządki, zajmowała się z pasją swoimi ukochanymi kurami (do tej pory zresztą to robi), gotowała, robiła zakupy, pracowała w sadzie albo ogrodzie, często po deserze zachęcała też wszystkich w niedzielne popołudnia do spaceru. Jej dni wypełniała zupełnie naturalna aktywność fizyczna. Dawała też zupelnie rozsądnie ciału odpocząć i czasem po obiedzie ucinała sobie króciutkie regeneracyjne drzemki. Babcia Jasia nie chodziła na siłownie, nie uczęszczała na aerobik a jednak jej ciało było i jest w przyzwoitej formie. Babcia jest zupełnie sprawna, wszystkie obwiązki wykonuje sama i nadal prowadzi bardzo aktywny tryb życia. Nigdy też nie była na diecie, ani nie dążyła do figury modelek z okładki. 

Niestety licealne obowiązki, nauka i inne aktywności w pewnym momencie życia pochłonęły mnie tak, że mniej czasu spędzałam na wsi i zapomniałam troszkę o tamtejszym rytmie dnia. Jak też wiele osób przeżyłam krótki, ale czasochłonny zachwyt światem prywatnych stacji telewizyjnych. Wcześniej telewizor to były dla mnie dwa kanały, dobranocka i Pankracy. Aż tu nagle oferta z dnia na dzień się poszerzyła a ja niedojrzała do wybierania pomiędzy propozycjami programowymi wsiąknęłam troszkę w ten telewizyjny świat. Potem pojawił się jeszcze internet, który w pierwszej chwili naprawdę zaczął władać czasem moim i moich rówieśników. Można powiedzieć, że zachłysnęłiśmy się obfitością wszystkiego, która nastała po okresie ciągłego nienasycenia.

Na szczęście telewizyjno - interntowe zakochanie szybko mi przeszło, bo gdzieś w głębi duszy pozostałam wielbicielką spotkań z ludźmi i książek. Jednak pojawiła się inna trudność: okres dojrzewania i siedzący w dużej mierze tryb życia sprawił, iż wahania mojej wagi były ogromne a ja w swoim ciele nie czułam się komfortowo. 
I tak od czasów liceum poprzez cały studyjny okres testowałam na sobie cud diety, i cud treningi. Traktując jedzenie jak zło konieczne a aktywność fizyczną jako jeden z kolejnych obowiązków dnia. 

I wtedy na moje szczęście wyjechałam do Francji. Pobyt u moich francuskich przyjaciół przypomniał mi to czego już nauczyła mnie Babcia Jasia. A mianowicie, że jedzenie to prawdziwa przyjmność życia a aktywność fizyczna to jego nieodłączny, naturalny element.

Już po kilku dniach mieszkania u moich przyjaciół zoorientowałam się, iż nikt z nich nie chodzi na siłownie, ani na fitness, ani nie traktuje sportu jako kolejnego obowiązku dnia. Moi znajomi nie musieli tego robić ponieważ ich dni podobnie jak dni mojej Babci Jasi wypełnione były naturalną zajętością i ruchem. Domitil jako pełnoetatowa mama piątki dzieci, by nastroić się pozytywnie do dnia, chodziła po prostu rano na długie spacery, po których wracała pięknie zarumieniona i uśmiechnięta. W ciągu dnia również raczej nie siedziała na kanapie, tylko oddawała się licznym obowiazkom domowym, które swobodnie mogły zastępować fitness. Patryk jako, iż większość dnia spędzał w pracy, by dbać o swoje ciało po Tuluzie poruszał się głównie na rowerze i przy każdej nadarzającej się okazji oddawał się zabawom ze swoimi dziećmi: skakał z nimi na trampolinie, biegał po wzgórzach czy po prostu spacerował. Wszyscy moi fracuscy znajomi choć tak naprawdę nie uczęszczali na żadne zoorganziowane zajęcia byli aktywni i uprawiali sport. Francuzi mając do wyboru windę i schody, w zdecydowanej większości wybiorą schody, mając do wyboru spacer lub przejażdżkę autem, wybiorą spacer, a mając do wyboru telewizor lub spotkanie z przyjaciółmi, wybiorą zawsze to drugie.

We Francji przypomniałam sobie, że ruch i aktywność fizyczna to nie przykry obowiązek a jedynie naturalny element naszego dnia w dodatku taki, który może nieść ze sobą sporą dawkę przyjmności.

Od tego momentu zaczęłam znów przypominać 5 letnią dziewczynkę, którą byłam kiedyś. Dziewczynkę, która tuż po śniadaniu z radością wybiegała na spotkania swojego dnia, bo tyle ciekawych rzeczy tam na nią czekało. Dziewczynkę, która nie miała czasu rozmyślać o jedzeniu a wręcz o nim czasem zapomniała oddając się swojej pasji. Dziewczynkę, której motto brzmiało "biegać, skakać, latać, pływać, w tańcu w ruchu wypoczywać". Dziewczynkę, która nie wiedziała co to dieta, nuda, marazm.Dziewczynkę, która uwielbiała być zajęta, ale kiedy tego potrzebowała zawsze dawała sobie i swojemu ciału odpocząć. Dziewczynkę, która wiedziała co to telewizor, ale nigdy nie przedstawiał on dla niej takiej wartości, by dla niego odmówić sobie spaceru po lesie, zabaw z przyjaciółmi, czytania ksiązki na kocu w sadzie czy rozmów z Babcią. Dziewczynkę która z entuzjazmem i prawdziwą energią przeżywała każdą minutkę swojego dzisiaj.

Dobrze mi się, żyje Kochanie po obudzeniu w sobie tego dziecięcego pierwiastka :). Dzięki niemu uwielbiam przemieszczać się na rowerze lub spacerując. Cieszę się na myśl o każdej możliwości aktywności fizycznej, takiej jak wyjście na ściankę wspinaczkową ze znajomymi, poranne bieganie, jazda rowerem do pracy, chwila pluskania na basenie czy taneczny aerobik z energetyczną intruktorką. Cieszę się też na myśl o zwykłym poobiednim spacerze czy nieforsownym relaksującym pilatesie. Po obudzeniu dziecka we mnie nie forsuję juz swojego ciała. Nie zmuszam go do aktywności, tylko w naturalny sposób wplatam aktywność w swoje dni. Pozwalam sobie tez czasem, kiedy mi tego trzeba na babcine poobiednie drzemki :). Mój dziecięcy pierwiastek pozwala mi także zachwycać się każdym wschodem słońca, każdą porą roku i każdą możliwością spotkania i rozmowy z bliskimi mi osobami. Ta niesforna 5 latka we mnie sprawia, że jak nikt inny umiem się rozpływać na myśl o racuszkach Twoje Babci a mojej mamy Halinki, zatopić się w ciekawej lekturze czy skakać z radości na widok uderzających o brzeg fal morza. Dobrze jest zachować swój dziecięcy pierwiastek.

Zachęcam Cię więc byś nie zatracała tego pełnego energii dziecka, którym jesteś teraz. Byś słuchała ciała i ducha i wypełniała dni odpowiednią dawką zajętości i wypoczynku. A z kazdego obowiązku umiała wydobyć jakąś przyjemność.

Pamiętaj, że ruch to naturalny element życia, spójny z resztą układanki. Jeśli o tym zapomniesz wybierz się na wieś i poobserwuj rytm dnia ludzi tam mieszkających. 

Przytulam Cię mocno i porywam właśnie na piękny energetyczny już prawie wiosenny spacer,  kochająca Cię ogromnie Mama

P.s. czy wiesz, że już od trzech dni budzi mnie rano śpiew ptaków, wieczorem o 18 tej jest wciąż jasno i z szafy wyjęłam apaszki? To znak, że cichutko, na palcach zakrada się wiosna a to dopiero luty. :) Piękny jest świat Kochanie, ciesz się nim i swoim życiem w każdym momencie.

wtorek, 24 lutego 2015

Francuskie lekcje - prostota


Dziś Iduś zdradzę Ci kolejną "francuską tajemnicę", która pomaga w utrzymaniu zdrowego ciała. Znały ją także Twoja Babcia a moja Mama i Twoje obie Prababcie a imię jej "prostota".


Już po kilku kolacjach u moich znajomych zoorientowałam się, że Francuzi kochają wprawdzie pyszne jedzenie, ale nie lubią zbyt wiele czasu spędzać w kuchni, dlatego ich posiłki były proste, pożywne, smaczne i oczywiście bardzo szybkie w przygotowaniu.

Owszem Francuzi kochają croissanty i inne wymyślne potrawy, ale na wymyślność we własnym domu decydują się rzadko, natomiast na co dzień przyświeca im idea zdrowych i szybkich posiłków, ponieważ żadna Francuzka nie będzie codziennie przygotowywała czasochłonnych potraw. 

Francuskie kolacje były więc pełne warzyw gotowanych na parze, podawanych z przepysznymi sosami, tart, ryb lub innych chudych mięs, serów, pieczywa z pobliskiej piekarni i kończyły się deserem, którym bynajmniej nie były żadne czasochłonne wypieki tylko raczej owoce zapiekane pod kruszonką, lub bezmączne ciasta czekoladowe, które można było wymieszać jedną łyżką.

Francuzi zawsze też korzystali z warzyw i owoców sezonowych, w które zaopatrywali się na pobliskim targu, który był miejscem prawdziwej uczty dla oka, nosa i podniebienia. Wypłeniony był przepięknymi barwami, zapachami i smakami. Sprzedawcy dbali by było to bardzo czyste, estetyczne i smakowite miejsce. Cieszę się, że i w Polsce coraz więcej jest własnie takich miejsc, gdzie dba się o piękno w sklepie czy na targu w równym stopniu co w galeriach sztuki. Bo przecież gotowanie to także sztuka i duża część naszego życia, szkoda by ją więc bylo sprowadzać do brudnych stoisk i bylejakości. Wracając do francuskiej kuchni, wbrew pozorom jest ona jednak pochwałą dla prostoty i wyraz poszanowania czasu gospodyni.

Zasadę prostoty i korzystania z dóbr, które akurat daje natura znały już Twoje Prababcie. W sezonie truskawkowym w ich kuchniach panoszyły się truskawki a wiosną i latem z garnków unosił się zapach kalafiorowej lub szczawiowej zupy. 

Twoje Prababcie podobnie jak Francuzi, nie uznawały kuchni "instant" i wynalazków z torebek, za to bardzo chętnie kupowały pomidory ze szklarni od swojej sąsiadki, czy zrywały jabłka we własnym sadzie.

Myślę, że prostota w kuchni i korzystanie z produktów lokalnych to kolejny sekret zdrowej diety, wart zapamiętania.

W dobie "gorących kubków" i ciast przygotowywanych w 5 minut w szklance w mikrofali, można zagubić smak zdrowia. By tak się nie stało trzeba obudzić zmysły. Warto wybrać się na zakupy na targ czy do pobliskiego warzywniaka by przypomnieć sobie prawdziwe smaki. Można być zaskoczonym jak wspaniale smakuje zwykła marchewka, pomidor czy jabłko.

Ja kocham warzywa, owoce, kasze i naturalne przyprawy. Można z nich wyczarować cudowne kremowe zupy, pożywne sałaty i pyszne desery, i wcale nie zajmuje to dużo czasu. 

Warto  też przyjrzeć się lokalnym restauracjom i piekarniom a nie robić zakuby jedynie w tzw. "sieciówkach." Muszę przyznać, że Francja zaskoczyła mnie między innymi tym, iż większość sieciowych restaracji świeciła tam puskami i znajdowały się one głównie na obrzeżach miast. Natomiast lokalne małe restauracyjki i sklepiki miały rzeszę swoich stałych klientów. Bo Francuzi kochali to co proste, to co lokalne, to co mogli uznać za "swoje". 

Prostota i lokalny patriotyzm to ważny klucz nie tylko jesli chodzi o zdrowię i sposób odżywiania. Ale o tym innym razem.

Jedzenie ma być przyjemnością Kochanie a nie zmorą życia. Dlatego wąchaj, smakuj i zatapiaj zęby w tym co zdrowe i naturalne. Szanuj przy tym Siebie i swoje zmysły  i nie karz im zadowalać się tym co tylko prawdziwe jedzenie udaje.

Kocham Cię, Mama

poniedziałek, 9 lutego 2015

Francuskie lekcje: delektuj się...



W ostatnim liście pisałam Ci Iduś o pierwszym francuskim sekrecie zdrowego ciała, którego motto brzmi "nie podjadaj, lub jeśli to robisz, rób to elagancko z szacunku do siebie i innych." Dziś pora na odsłonięcie kolejnych francuskich tajemnic dotyczących diety.

Już po kilku dniach spędzonych w domu mojego przyjaciela i jego rodziny zoorientowałam się, że Francuzi potrafią być wstrzemięźliwi, jedzą z umiarem i potrafią  się długo delektować niewielkimi ilościami .


Pamiętam swoją pierwszą popołudniową herbatkę w towarzystwie żony mojego przyjaciela, kiedy to degustowaliśmy czekoladę. Doznałam wtedy prawdziwego szoku, kiedy to Domitill baaaardzo długo jadła jeden tafelek czekolady, co więcej na nim poprzestała, wypiła herbatę i uznała czas posiłku dla niej za zakończony.

Uwierz mi było to dla mnie coś nowego, ponieważ na większości spotkań z moimi znajomymi w Warszawie czekoladę pochłanialiśmy całą, a nierzadko towarzyszyły jej jeszcze inne słodkości.

Domitlll nie była oddosobniona w swoim poprzestawaniu na małych ilościach, ponieważ wielokrotnie potem kiedy piłam herbatki, czy jadałam posiłki w towarzystwie innych Francuzek czy Francuzów zazwyczaj poprzestawali oni na małych porcjach, długo delektując się smakiem słodkości czy innych potraw. 

Mimo tego zwyczaju, ich posiłki i tak trwały stosunkowo długo i wcale nie były jedzone na przysłowiowej jednej nodze. Zawsze towarzyszyła im oprawa pięknej porcelany, ładnych obrusów, pamiątkowych imbryczków do parzenia herbaty, ładna muzyka i jakaś inspirująca rozmowa.

Francuzi jak nikt inny potrafią delektować się jedzeniem. Najpierw cieszą oczy przysmakami, potem dzielą się z wspóltowarzyszami uczty swoimi refleksjami na temat piękna potrawy, wąchają  danie a potem dopiero smakują i długo, długo jedzą dając sobie czas na rozmowę z tymi, którzy im towarzyszą i nie mam tu na myśli mówienia z pełną buzią.

Uważam, iż umiejętność delektowania się jedzeniem, traktowania go po przyjacielsku, jako wielkiej przyjemności życia to kolejny sekret zdrowej diety.

Znane mi Francuzki nie zapalały w głowie czerwonego znaku stop dla czekolady, croissantów, czy sutej kolacji. Wręcz przeciwnie perspektywa  pysznego posiłku w dobrym towarzystwie ich cieszyła i była wspaniałą okazją do celebrowania radości życia. Z tym, że Francuzki jedzeniem się delektowały, nie zaś pochłaniały je w hurtowych ilościach.

Dlatego moja rada dla Ciebie brzmi: delektuj się jedzeniem, smakuj, degustuj, nie sprawdzaj tylko przy tym przerobowej mocy swojego organizmu. 

Jedz tak by poznawać smaki, zapachy, faktury, by dostarczyć energii ciału jednocześnie nie zabierając mu jego lekkości.

Delektuj się, czyli dbaj o jakość tego co zjadasz, dbaj o oprawę i nastrój jaki towarzyszyTwoim posiłkom a potem i ciesz się każdym małym kęsem.

I pamiętaj by  stosować tę lekcję do życia jako całości, nie zaś tylko do jedzenia. Bo życie jest własnie po to by je smakować i się nim delektować.

Kocham Cię, mama.


niedziela, 8 lutego 2015

Francuskie lekcje - elegancja i szacunek do siebie na straży zdrowego ciała


Skoro już rozpoczęłam francuskie wspomnienia, to nie pozostaje mi nic innego jak kontynuować ten temat w naszych listach Kochanie. Tym bardziej, że dostałam pytanie od jednej z osób, która poświęca czas i czyta tą moją matczyną korespondencje o kwestie wagi i utrzymania ciała w formie. Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie bez zahaczania o mój pobyt we Francji, gdzie można  powiedzieć  wszystko się zaczęło :)

Na wstępnie od razu napiszę, że nie mam ciała modelki Viktoria Secret, a nawet do takiego nie dążę, więc rady, które w tych francuskich lekcjach odnajdziesz nie pomogą Ci Iduś, osiągnąć ciała z okładki, ale na pewno pomogą Ci złapać równowagę w swoim ciele, sprawią, że będzie Ci w nim wygodnie, i że nie będzie ono tematem numer jeden do rozmów z samą sobą w Twojej głowie, czy też z Twoją przyjaciółką. Jeśli weźmiesz sobie do serca to co napiszę, ciało będzie po prostu ciałem, będzie żyć w harmonii z Twoją duszą i nie będzie Ci przesłaniać ważniejszych życiowych kwestii.

W zaprzyjaźnieniu się z moim ciałem pomógł między innymi mój pobyt we Francji i obserwacja sposobu bycia Francuzów. Mogę zupełnie szczerze napisać,  ze to chyba oni nauczyli mnie jak jeść i sprawili, że jedzenie przestało zaprzątać moją głowę.

Pamiętam swój pierwszy wieczór po przylocie w domu mojego znajomego Patryka, kiedy zasiedliśmy dosyć późno do kolacji. Kiedy zobaczyłam suto zastawiony stół i kilka dań, łącznie z deserem, które mieliśmy za chwilę zjeść, to dosłownie się załamałam (byłam wtedy na permanentnej diecie), modląc się w duchu by ilość jedzenia była podyktowana jedynie chęcią uczczenia mojego przyjazdu nie zaś ich normą. Jak się jednak później okazało, nie była to żadna feta na  moją część a ich zwykła kolacja. 

Dziwnym jednak trafem podczas mojej kilkumiesięcznej wizyty u Domitill, Patryka i ich rodziny, mimo suto zastawionego stołu, nie tylko nie przytyłam, ale schudłam i co więcej przez pierwsze dwa tygodnie mojego pobytu zwyczajnie czułam ssanie w żołądku, który najwyraźniej domagał się jedzenia. Jak to możliwe zapytasz? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosto, jeśli refleksyjnie spojrzy się na sposób odżywiania Francuzów.

Pierwszym strażnikiem ich wagi o którym dziś napiszę jest elegancja. Francuzi lubią piękno i jakość. Lubią karmić głowę mądrą książką, czy filmem, lubią pięknie mieszkać  i lubią pięknie się w sobie czuć. No a sama powiedz, czy można pięknie wyglądać jedząc w  biegu, przebierając nogami i wpychając do buzi popiesznie jakiś tzw fast food? Moim zdaniem nie.

Dlatego za  jeden z ważniejszych dietetycznych nawyków Francuzów uznałam nie podjadanie. Moje ssanie w żołądku podczas pierwszych tygodni pobytu wynikało z tego, iż wcześniej cały czas podjadałam. A to jabłuszko, a to gruszeczka, a to sucharek a to rogalik...no jednym słowem tuż po skończonym śniadaniu coś tam sobie brałam na ząb. Tymczasem w domu mojego znajomego Patryka nikt nie jadł, pomiedzy wyznaczonymi porami posiłków. Nikt nawet nie zaglądał wtedy do kuchni, chyba, że po szklankę wody. Co więcej mam wrażenie, że cała Francja nie podjada. Świętokractwemy byłoby wyjąć bułkę we francuskiem metrze czy autobusie. Owszem Francuzi umilali sobie podróż lekturą, słuchaniem muzyki, czy rozmową ze współtowarzyszem, ale nigdy, przenigdy nic nie przegryzali. Był to dla mnie duży szok, po warszawskim metrze wypełnionym zapachem zapiekanek i słodkich drożdżowych bułeczek. Uwierz lub nie Iduś, ale przez mój cały kilkumiesięczny pobyt nie widziałam podjadającego Francuza. Co więcej jedynych jedzących coś Francuzów widywałam przy stole.

W domu mojego przyjaciela nikt nie jadł przed telewizorem, w łóżku czy w jeszcze jakimś innym dziwnym miejscu. Posiłki miały swoją stałą porę i gromadziły domowników przy kuchennym stole a było ich dokładnie 4: lekkie, słodkie śniadanie, lekki lunch przygotowany w oparciu o sporą dawkę warzyw i pozostałości z wczorajszej kolacji, popołudniowa herbata z odrobiną czegoś słodkiego lub bez i oczywiście najbardziej obfity z posiłków kolacja. Francuzi albo nie znali polskiego powiedzenia "Śniadanie zjedz królewskie, obiadem podziel się z przyjacielem a kolację oddaj najgorszemu wrogowi", albo nic sobie z niego nie robili.

Francuskie śniadania wprost uwielbiałam, były cudownym początkiem dnia i dodawały mu słodyczy. Przeważnie składały się ze słodkich owsianek, albo słodkich drożdżowych chlebów z rodzynkami czy croissantów jedzonych z domowymi konfiturami. 

Potem był pyszny lunch złożny w głównej mierze z warzyw, kasz i ryb zakończony degustacją serów.

Po południu ci, którzy byli w domu pijali "angielską herbatę". 

A potem była wspaniała, ciągnąca się długo, wypełniona smakołykami i wspaniłymi rozmowami kolacja.

O posiłkach i o tych co jedli moi francuscy przyjaciele opowiem ci jednak już w następnej francuskiej lekcji, w której słów kilka poświęce umiarowi i uważności wyboru

Dziś chcę się skupić na tym jak udaje się Francuzom nie podjadać i dlaczego, bo myślę, że podjadanie to jednak spora zmora dla wielu osób.

Czemu Francuzi nie myślą o jedzeniu między posiłkami?

Po pierwsze dlatego, że przeważnie nie są na żadnej diecie cud, nie odchudzają się i nie wyrzekają smakołyków. To między innymi sprawia, że jedzenie samo w sobie nie jest przedmiotem ich myślenia. Jedzenie jest dla nich tylko i aż tym czym powinno być czyli energią dla ciała i odrobiną przyjemności dla ducha. Kochają je, ale nie obsesyjnie, dlatego zajmuje ono jedynie tyle prrzestrzeni w ich życiu ile to konieczne

Po drugie Francuzi bardzo siebie i swój czas szanują, dlatego nigdy nie dopuszczają do sytuacji, kiedy w ich dziennym grafiku nie ma miejsca na porządnie zjedzony posiłek i chodzą głodni. Pamiętam, że ja kiedyś tak zapętliłam się w życiu, i tak dużo pracowałam, że moim "czasem na posiłek" był 15 minutowy marsz odbywany z jednego miejsca pracy do drugiego. Jak się nad tym glębiej zastanowić to taka sytuacja nie jest dobra, jest wyrazem braku szacunku i miłości do siebie i złego zarządzania sobą w czasie. Na szczęście w porę zorientowałam się, że coś jest nie tak i stopniowo złapałam równowagę: zaczęłam mówić "nie" niektórym obowiązkom i wygospodarowałam sobie czas na kulturalne, eleganckie posiłki jadane przy stole, które nie tylko wpłyneły pozytywnie na moje ciało, ale i na ducha. Moja praca też na tym skorzystała, bo oddawałam się jej wówczas bardziej ochoczo i wykonywałam ją z większą pasją.

Po trzecie Francuzi nie podjadają, bo między posiłkami są zajęci nawet w leniwe weekendy. Nikt nawet w wolne dni nie zalega z nich przed telewizorem - nawiasem mówiąc w domu mojego znajomego telewizor włączano tylko w piątki, wtedy cała rodzina wybierała wspólnie jakiś film do obejrzenia. Każdy z nich ma jakąś pasję, albo szereg czynności dnia codziennego do wykonania od których nie ucieka a wręcz przeciwnie robi je z sercem i zapałem. Dlatego chcąc nie chcąc nie mają oni czasu myśleć o jedzeniu między posiłkami. Dla przykładu w weekendy między śniadaniem i obiadem, dzieci mojego znajomego biegały w ogrodzie, dorośli dość często w kaloszach szli na spacer na wzgórza, a ci którzy zostawali w domu grali na instrumentach, czytali, albo robili jakieś prace domowe. Nie było w takim porządku dnia czasu na przekąski.

Po czwarte Francuzi lubią być eleganccy, lubią piękno w każdym wymiarze jak już pisałam, dlatego przywiązują bardzo dużą wagę do tego by posiłki jeść w odpowiedniej oprawie. W tym celu pięknie nakrywają stół, przygotowują pyszne potrawy i koniecznie rezerwują odpowiednią ilość czasu na posiłek by jeść powoli, elegancko i nie pochlapać błękitnej koszuli czy jedwabnej bluzki sosem. :)


Eleganckie posiłki, w gronie miłych sercu osób, spożywane o stałych porach to jak dla mnie pierwszy sekret zdrowego ciała Iduś. 

Ważne jest jednak w tym całym nie podjadnaiu byś nie dążyła obsesyjnie do perfekcji i nie poświęcała temu za dużo uwagi w swojej głowie. Jak już ci się zdaży coś schrupać między jednym posiłkiem a drugim alboprzyjdzie ci chęć na śniadanie w łóżku, to nie jest koniec świata. Ważne jest jednak byś miala tyle miłości i szacunku do siebie i swojego ciała by wygospodarować w dziennym grafiku czas na piękny, miły ubogacający ciało i ducha posiłek.

Są kolejne zdrowe francuskie "sekrety" o których Ci niebawem napiszę, może dzięki tym listom zarażę Cię swoją miłością do Francji, pysznego jedzenia i siebie samej.

Kocham Cię, Mama