Są
takie dni, kiedy człowiek ma ochotę wskoczyć w inną, "lepszą" skóre. Są
takie dni, kiedy to kim jest i co ma a raczej czego nie ma strasznie go
uwiera. I ja Matka takie dni miewałam. W jeden z takich dni, na kilka
lat przed Twoim urodzeniem, rozmowa z pewną bardzo mądrą Czarownicą
odmieniła wszystko. Dzień był parny, lipcowy. Ja pracowałam w Warszawie i
o chłodnym morzu mogłam tylko pomarzyć. Zresztą po co mi było wtedy
chłodne morze, pewnie i tak wstydziłabym się w kostiumie kąpielowym
spacerować po plaży. Ech pomyśleć ile dobrych chwil traci człowiek przez
kompleksy! Wracając jednak do meritum. Był to jeden z tych dni kiedy
drażniło mnie w sobie dosłownie wszystko. W takich dniach jak ten
zamiast brunetki chciałam być blondynką, zamiast 160 cm wzrostu chciałam
mieć co najmniej 2 i grać w polskiej reprezentacji koszykówki. Zamiast w
Polsce chciałam się urodzić w Peru, albo jeszcze w innym kraju. Każde
życie lepsze byłoby od mojego. Zamiast humanistki chciałam być specem od
fizyki kwantowej albo programistką Billa Gatesa. Wyć się chce, kwiczeć i
tupać nogami ze złości – gdy nasza własna skóra parzy i przeszkadza w
realizacji marzeń. A przynajmniej tak nam się wydaje. Oczywiście ja
Córeczko nie wyłam i nie tupalam. Jak zwykle wyssane z mlekiem matki
poczucie obowiązku sprawiło, że wzięłam szybki prysznic, poprawiłam
makijażem matkę naturę, wtłoczyłam swoje biedne, obolałe, niekochane
ciało w pierwsze z brzegu ciuchy i poszłam do pracy. Wyrzucając sobie w
duchu, czemu nie jestem przebojową buntowniczką, która w dniu takim jak
ten z dobytkiem upchniętym do jednej walizki zdobywałaby świat. Ale nie,
ja jak zwykle, tramwajem nr 17 jechałam na rondo ONZ – nie muszę chyba
dodawać, że przy 30 stopniowym czerwcowym upale, warszawskie tramwaje
nie są wymarzonym miejscem dla spędzenia poranka. Oczywiście, żeby mnie
dobić kochany los postawił na mojej drodze parę gderliwych staruszków,
którzy 17 zmierzali na Halę Mirowską by oddać się szałowi spożywczych
zakupów. Ich narzekania na wszystko począwszy od pogody a skończywszy na
sytuacji politycznej w naszym kraju było przysłowiową kroplą
przepełniająca czarę goryczy, która niestety nie mogła się ze mnie
wylać. Bo takie Ewy jak Twoja Matka wówczas, nie płaczą, nie tupią
nogami, nie krzyczą ba nie przeklinają nawet w myślach. Z przyklejonym
uśmiechem nr 6 przekroczyłam próg mojej pracy. Lubię swoją pracę, jednak
w takich dniach jak dziś wolałabym pracować z ekranem komputera lub ze
słuchawką telefoniczną niż z ludźmi. Bo maszyny na nas nie patrzą. Kiedy
człowiek czuje się źle ze sobą chciałby się zaszyć w swojej jaskini do
której ani słońce ani żadna istota żywa dostępu nie posiada. Ja o
jaskini mogłam tylko pomarzyć i chcąc nie chcąc musiałam spędzić ten
dzień wystawiona na ludzkie spojrzenia. Czas dłużył się strasznie, z
minuty na minutę powietrze było coraz gęstsze, ubranie coraz mniej
świeże a humor coraz czarniejszy. Gdy wybiła 18-ta odetchnęłam z ulgą bo
rozpoczynała się ostatnia sesja w mojej pracy, na którą miała przyjść
tylko Basia – specjalistka od spraw bankowości, która z metody Tomatisa
korzystała tylko po to by podszkolić swój niemiecki. Basia jednak to
była /a raczej jest, bo ona wciąż istnieje osoba niezwykła. Prawdziwa
Czarownica, bo choć nie latała na miotle, nie mieszkała w chatce z
piernika i nie miała czarnego kota, miała piękny wyjątkowy dar czytania w
ludzkich duszach. Od razu wyczuła co mi w sercu gra i nie owijając w
bawełne (owijanie w bawełne to nie była jej mocna strona) zaczeła mnie
przepytywać z tych moich czarnych myśli. W końcu pod ostrzałem jej
trafnych spostrzeżeń pękłam i wyspowiadałam się z morza moich komleksów.
Wszystko zaczęło się dzień wcześniej, kiedy jedna z moich ówczesnych
współlokatorek Agnieszka wróciła z jakichś warsztatów, na których trzeba
było określić jakim się jest zwierzęciem. Wówczas Aga, ekspertka w
zakresie wysokiej samooceny powiedziała, że ona czuje się Sarną. Gdy to
uslyszałam to prawdziwy ogień we mnie się rozpasał, ogień żalu, goryczy i
złości. Sarna??? Do jasnej cholery jak cudownie muszą się w swoim ciele
czuć ci, którzy są Sarnami pomyślałam. Ja czułam się wtedy Słoniem -
ale nie jakimś tam po prostu Słoniem. Czułam się Słoniem szarym,
ciężkim, nijakim, niezgrabym. Basia jednak tego dnia kiedy wyjawiłam jej
zwierze drzemiące we mnie odczarowała je i tym samym powołała do życia
Nową Mnie. Basia uświadomiła mi, że patrzyłam na mojego Słonia bardzo
krzywdzącym wzrokiem. Bo Słoń to nie tylko szarość, ciężkość i
niezdarność. Kiedy zajrzymy choćby do pierwszej z brzegu encyklopedii
dowiemy się, że Słoń to siła, szybkość, rodzinność, słoń to wreszcie w
Indiach symbol boskości, która zeszła na ziemię. W Słoniu jest moc. Od
tego dnia zaczełam pielęgnować nowy obraz Słonia we mnie. I od tego
momentu naprawdę wszystko zmieniło się na lepsze. Zadziałała cudnowna
magia, którą każdy w sobie ma. Magia Tworzenia rzeczywistości, która
zaczyna się w naszej głowie. Dzięki Nowym myślom o Słoniu, który
mieszkał we mnie, zewnętrznie dla wielu stałam się Sarną. :) Ale zdradzę
Ci Iduś, że w duchu nadal jestem Słoniem. Z tą różnicą, że obecnie
Słonia we mnie kocham.
Zadanie na życie dla Ciebie: odnajdź zwierzę w sobie, oswój je i pokochaj a da ci to radość, spokój i moc. Pamiętaj, że każde zwierzę ma w sobie coś niepowtarzalnego: zając to czujność i szybkość, kot to spryt i miękkość, pies to wierność i oddanie, sarna to urok i delikatność. Każdy z nas Ma coś niepowtarzalnego, sarna nie jest lepsza od słonia, bo każdy z nas jest inny, każdy jest wyjątkowy. Ja zawsze z łatwością odnajdywałam wyjątkowość w innych, tego dnia nauczyłam się dostrzegać ją w sobie. Zapewniam Cię Córciu, że Ty też jesteś Wyjątkowa, Niepowtarzalna i Niezwykła, dla mnie, dla Taty, dla Dziadków, by stać się taką dla reszty świata musisz najpierw stać się taką dla Siebie!!!!!! Czego z całego Serca, Ja Matka/Słoń Ci życzę!!!
Zadanie na życie dla Ciebie: odnajdź zwierzę w sobie, oswój je i pokochaj a da ci to radość, spokój i moc. Pamiętaj, że każde zwierzę ma w sobie coś niepowtarzalnego: zając to czujność i szybkość, kot to spryt i miękkość, pies to wierność i oddanie, sarna to urok i delikatność. Każdy z nas Ma coś niepowtarzalnego, sarna nie jest lepsza od słonia, bo każdy z nas jest inny, każdy jest wyjątkowy. Ja zawsze z łatwością odnajdywałam wyjątkowość w innych, tego dnia nauczyłam się dostrzegać ją w sobie. Zapewniam Cię Córciu, że Ty też jesteś Wyjątkowa, Niepowtarzalna i Niezwykła, dla mnie, dla Taty, dla Dziadków, by stać się taką dla reszty świata musisz najpierw stać się taką dla Siebie!!!!!! Czego z całego Serca, Ja Matka/Słoń Ci życzę!!!
Droga Ewo ! Poznaję Ciebie na nowo... I dziękuję Ci,że dzielisz się swoimi przeżyciami. Jesteś naprawdę wspaniałą Kobietą. Pozdrawiam.Kasia Mordzonek
OdpowiedzUsuńDziękuję, zwyczajnie przemiło jest przeczytać coś takiego :) od razu moja niedziela stała się piękniejsza :) Dziękuję i jak tylko będe w Warszawie to musimy wypić wspólnie kawę albo jakąś herbatę :)
UsuńJest Pani niezwykle mądrą kobietą.
OdpowiedzUsuńSłowa, które kieruje Pani do swojej córki są po prostu piękne. ;)
Pani Sylwio, dziękuję za tak miłe słowa. Każde takie dobre słowo dodaje skrzydeł pisaniu i sprawia, że rośnie nadzieja, że te listy pomogą odnaleźć swoją drogę mojej Córce. Pozdrowienia ciepłe i słoneczne przesyłam <3
Usuń