wtorek, 27 maja 2014

Nie warto udawać!!!


Wczoraj Iduś mieliśmy z Tatą wieczór filmowy. Jako, że do kin wchodzi kolejna cześć "X Mena" a ja nie oglądałam jeszcze żadnego filmu z tej serii, to nasz wybór padł właśnie na ten film. Po pierwsze po to by sprawdzić czy ten rodzaj kina mi się spodoba a po drugie dla relaksu, i oderwania się od rzeczywistości.

II część "X Mena" zaskoczyła mnie ukrytym przesłaniem i mądrością wartą zapamiętania.

Film zaczyna się od pojawienia się jednego z Mutantów (musisz wiedzieć, że "X Men" to film o mutantach), który swym wyglądem przypominał diabła. Miał ciemną skórę, spiczasty ogon i włosy przypominające rogi. Jak myślisz, co Ja w pierwszej chwili powiedziałam na jego widok? Hmm, nie jestem z siebie dumna, ale retorycznie zapytałam czy Oni (Ci mutanci) w każdej kolejnej części będą bardziej odrażający. "Diabelski" mutant nie przypadł mi do gustu, bo źle się na niego patrzyło, i od razu w swojej głowie przyporządkowałam Go do złych bohaterów.

Tymczasem w miarę trwania filmu, okazało, się, iż "Diabelski" Mutant ma anielską duszę, i że nie warto sądzić Nikogo ani Niczego po pozorach. Bo wbrew temu co myślimy złe rzeczy mogą do nas przychodzić w pięknych opakowaniach, zaś dobro ludzkim okiem może mieć "niepiękną" powłokę.

Wstyd mi było za siebie, że zbyt pochopnie oceniłam bohatera filmu. Jest to też dla mnie lekcja, że wciaż muszę być czujna, bo "licho" w mojej głowie nie śpi i wciąż jestem poddatna na mylenie zmysłów.

Badania z psychologii społecznej są bezlitosne w tym zakresie i wprost mówią, ze pięknym przypisujemy od razu inne pozytywne cechy, piękne szybciej wychodzą za mąż a w pracy piękni szybciej awansują i więcej zarabiają.

Czy należy się jednak smucić tym faktem?

Nie Iduszko, bo po pierwsze piękno to bardzo względne pojęcie. Mimo swoich 32 lat wciąż mnie zaskakuje jak różne mogą być ludzkie gusta. Zaskakuje i uspokaja zarazem, bo daje nadzieję na to, że wszyscy możemy być piękni.

Po drugie, zaś dużą rolę pomocową, może tu odegrać przycisk pauzy, o którym pisze w swoich książkach Covey. Warto czasem postać na "czerwonym" świetle, by zastanowić się w jakim kierunku zmierzają nasze myśli, oceny innych i siebie samego i czy ich kierunek jest słuszny.

Nasz "Diabelski" bohater tak jak każdy odbiegający od przyjętej ogólnie normy, miał kłopot z zaakceptowaniem swojej "inności". Kiedy spotkał mutanta, który mógł przybierać dowolną ludzką postać, zapytał Go więc, czemu cały czas nie pozostaje pod "normalną" postacią. Na  co tamten mu  odpowiedział, że nie robi tego, bo nie należy udawać Kogoś kim się nie jest.

:) Bingo pomyślałam,kiedy uslyszałam to zdanie a w moich oczach zapaliły się radosne ogniki, które Twój Tata z uśmiechem skomentował, jako "kolejne objawienie" i śmiał się, że był pewny, od początku, iż znajdę jakąś mądrość w "X Menie".

No więc, nie mylił się, znalazłam. :) I chcę Ci ją przekazać - NIE WARTO UDAWAĆ KOGOŚ KIM SIĘ NIE JEST, WARTO SIĘ ZA TO DOSKONALIĆ W BYCIU SOBĄ (:

Dlaczego?

Powodów jest kilka.

Po pierwsze ciągłe kontrolowanie by nasz udawany wizerunek z nas "nie spadł" musi być niezwykle męczące i frustrujące.

Po drugie udając Kogoś kim się nie jest skazuje się na wieczną samotność, wtedy Ci którzy się z nami przyjaźnią, nie są naszymi przyjaciółmi, tylko wykreowanej przez nas postaci.

Po trzecie mamy jedno, jedyne ziemskie życie - czy naprawdę warto je marnować i oddawać swój czas fikcyjnemu bohaterowi naszej wyobraźni...

Życzę Ci Iduś byś miała siłę, odwagę i radość być Idą jaką jesteś, jaką potrafisz, jaką chcesz, jaką lubisz.

Pamiętaj bycie sobą to zawsze jest odbieganie od normy, bo każdy z nas jest inny, jednostkowy i niepowtarzalny. A wszyscy z osobna tworzymy nową cudowną jakość.

Zdradzę Ci, iż od szkoły podstawowej mam bardzo zgraną, fajną babską paczkę. Jej siła tkwi w tym, że każda z Nas a jest nas 9, jest inna. Przyjaźnimy się ze sobą tak długo, dlatego, że mamy odwagę być prawdziwie sobą. Żadna z Nas przychodząc na nasze Babskie spotkanie, czy czytając wysyłane do siebie emaile, nie szuka w nich siebie, ani Kogoś idealnego, tylko drugiego, żywego, prawdziwego  człowieka. Bardzo ożywcze jest dla mnie kiedy ja Matka Polka, wiem, że istnieje Weronika, która panicznie boi się macierzyństwa. Bardzo to ożywcze, ubogacające i piękne. 

Czy wyobrażasz sobie jak nudny byłby świat, gdyby wszystkie owoce smakowały tak samo. Nie udawaj kochanie maliny, kiedy w głębi serca jesteś grejpfrutem. Świat zna wielbicieli i slodkich i gorzkich smaków.

Bądź sobą Iduś i wzrastaj w swoich talentach, bo jesteś niezwykła

Kocham Cię, Mama

poniedziałek, 26 maja 2014

16 lipca 2013 .....The best day ever




Dziś Iduś Dzień Matki - pierwszy dla mnie i dla Ciebie już poza brzuszkiem. 

Powiem Ci w sekrecie, że cudownie jest być Twoją Mamą. Z chwilą, gdy lekarze oddali w moje ręce Twoje małe kruche ciałko i spojrzałam w Twoje oczy, doświadczyłam milości o jakiej nawet nie śniłam, takiej, która wypełnia mnie, aż po koniuszki palców, takiej co, aż boli. Jednak to bardzo przyjemny ból. 

Ta miłość sprawia, że w każdej wolnej chwili wysyłam aniołom modlitwy o dobre, szczęśliwe i piękne życie dla Ciebie. Najchętniej oddelegowałabym swojego Anioła Stróża by Ciebie pilnował, ale wiem, że Ja Tobie też jestem potrzebna, więc jednak niech On na mnie zerka, choć jednym okiem.

Ta miłość sprawia, że data 16 lipca 2013 roku, nabiera szczególnego znaczenia, bo o 21:18 narodziłam się wraz z Tobą na nowo, i każdego dnia pod Twoim bacznym spojrzeniem staram się piękniej ŻYĆ, by Ciebie pięknego życia nauczyć.

Ta miłość sprawia, że kiedy rano widzę Twój uśmiech i czuję Twój łokieć wciśnięty w moje żebro, kiedy się po mnie wspinasz, to w oczach kręcą mi się łzy szczęścia, bo mam w sobie radość o  jakiej nigdy wcześniej nie marzyłam.

Ta miłość sprawia Iduś, że wyrazy zaczynające się od "nie" takie jak niewyspanie, niedoczas, niemodny, niezgrabny, niebywanie, nie są mi już straszne. Brak snu, brak  czasu, brak kolekcji letniej w mojej szafie, brak idealnego ciala i brak pogaduch kawiarnianych rekompensują mi zawiadiackie ogniki w Twoich oczach, i Twój czterozębny uśmiech.

I wiesz co w Dniu Mamy życzę sobie przede wszystkim Twojego szczęścia, bo to co każdej Mamie potrzebne jest do spokojnego snu i radosnego życia, to jej SZCZĘŚLIWE DZIECKO, tak samo jak każdemu dziecku najbardziej na świecie potrzebni są szczęśliwi, kochający rodzice.

W Dniu Mamy dziękuję mojej Mamie, a Twojej Babci za to, że nauczyła mnie jak mówić KOCHAM w działaniu i za to, ze dla mnie jest absolutnie najlepszą Mamą na świecie.

Dziękuję też Mamie Twojego Taty, za ten wyjątkowy podarunek dla mnie w postaci Jego osoby.

W Moim pierwszym Dniu Mamy rozpiera mnie miłość, radość i wdzięczność, "dosmaczone" poczuciem odpowiedzialności, misji i odrobiną lęku. 

Kocham Cię Iduś baardzo mocno, 

Twoja początkująca Mama 

środa, 21 maja 2014

Życie to nie sprinterski bieg...


Dziś Iduś chciałam Ci napisać o refleksji, która nasunęła mi się podczas naszych codziennych spacerów. Ostatnimi czasy, odkąd jesteś "ciekawsza" świata nasze wędrówki mają coraz krótsze dystanse, za to zajmują coraz więcej czasu. 

Dlaczego?

Ponieważ są bardzo intensywne. Podczas spaceru paluszkiem pokazujesz wszystko co przykuwa Twoją uwagę a potem tego dotykamy, wąchamy, oglądamy z każdej strony, osłuchujemy. Dzięki Tobie znam zapach wszystkich kwiatów w okolicy, wiem też, które po prostu nie pachną, i niezliczoną ilość minut spędziłam na słuchaniu rechotu żab z pobliskiego stawu :) Dzięki Tobie też wiem jakie w dotyku są wszystkie napotykane krzewy i które z nich mają kolce.

Sama nigdy bym nie zwróciła na to uwagi. Ja zapomniałam w pędzie życia jak się smakuje chwile. Ty Kochanie jesteś prawdziwym "smakoszem" rzeczywistości. Masz w sobie wiele uważności i dzięki temu przeżywasz chwile bardzo intensywnie. Z nikim się nie ścigasz, nigdzie się nie śpieszysz i doświadczasz świata wszystkimi zmysłami, wyciskasz z  niego wszystkie soki.

Te nasze spacery przypomniały mi o bardzo ważnej prawdzie. Przypomniały mi, że życie to nie jest bieg sprinterski ani nawet nie jest to maraton. Na jego końcu nie będą rozdawać medali za szybkość ani za pokonane kilometry. 

Życie to bardziej pielgrzymowanie, czy górska wędrówka na szczyt. W tej wędrówce i pielgrzymce nie liczy się jednak szybkość, liczy się to jak przeżywamy konkretne, mniejsze odcinki drogi. W życiu nie mamy pewności czy będzie nastepny odcinek, nie wiemy czy uda się wejść na szczyt, dlatego przyjemność należy czerpać z samego wędrowania. 

Warto określić cel - szczyt, który chce się zdobyć i podzielić drogę do niego na mniejsze odcinki. 

Warto intensywnie przeżywać, samą wędrówkę, cieszyć się pogodą, która  nam podczas niej towarzyszy, smakować, wąchać, dotykać, uważniej patrzeć.

Mam wrażenie Kochanie, że współcześni ludzie zapomnieli o frajdzie jaką daje sama droga do celu. Chcą wciąż więcej, mocniej, szybciej. Myślą, że żyć będą kiedyś, jak już zdobędą wszystko. Prawda jest taka, że nigdy się nie ma wszystkiego, a po wejściu na szczyt zawsze pojawia się następny, który chcielibyśmy zdobyć. Zazwyczaj ten następny chcemy zdobyć tak szybko, że nawet nie cieszymy oczu widokiem z już zdobytej góry.

Wiesz czego nauczyłam się w Berlinie? Nauczyłam się tu Iduś, że nawet najmniejszy balkon zasługuje na piękne donice z kwiatami, oznacza to dla mnie to, iż na celebrowanie zasługuje każda pojedyncza, mała chwila.

Nie można odkładać sadzenia kwiatów do czasu, aż się będzie mialo wielki ogród. Najpierw warto sadzić w małych donicach, po pierwsze po to by się nimi cieszyć, a po drugie  po to, by nauczyć się o te kwiaty dbać 

Każdy odcinek naszego życia, nawet ten najtrudniejszy zasługuje na troskę i to co najlepsze z naszej strony.

Nie warto odkładać przyjemności na czas, gdy będziemy na "szczycie", bo po pierwsze szczytu możemy się nie doczekać, po drugie śpiesząc się, by go zdobyć stracimy przyjemność z samej wędrówki. Po trzecie czy nie lepiej zdobywać szczyt w taki sposób by sama droga dostarczała niezapomnianych wrażeń i pamiątek?

Iduś życzę Ci byś z biegem życia nie utraciła tej wspaniałej uważności na detal, którą teraz posiadasz. Bądź prawdziwym smakoszem życia i "świętuj" już samą wędrówkę na szczyty.

Cudowności dla Ciebie.

Kocham Cię, Mama

piątek, 16 maja 2014

A co jeśli nie ma miłości.....



Na przestrzeni życia Iduś, do głowy przychodzą różne pytania. Nawet bardzo głupie, choć są i tacy, którzy twierdzą, ze głupich pytań nie ma, są tylko głupie odpowiedzi.

Bez względu na to co myślą Ci inni, Mnie do głowy czasem przychodziły pytania głupie.

Jedno z takich pytań pojawiło się kiedyś, wraz z piosenką Marysi Sadowskiej "Kiedy nie ma miłości". Piosenkarka w tym utworze pyta: "Kiedy nie mam miłości, co dalej, co dalej...tak niewiele mi zostaje, prawie nic...". Żeby jeszcze bardziej zoobrazować pustkę, w teledysku artystka próbuje znaleźć miłość, idąc za czerwonym kłębkiem wełny, na końcu, którego niestety nic się nie kryje. 

I tak z tym utworem, przyszło do mnie to jakże głupie pytanie..."co jeśli nie ma miłości, co dalej, co dalej...."

Kiedy Tobie, kiedyś takie pytanie na przestrzeni życia przyjdzie do głowy Iduś, to koniecznie w swojej wyobraźni przywołaj Twoją Prababcię  a moją Babcię Lodzie, która pomimo podeszłego wieku (ma już ponad 80 lat) i dwóch kul, zawsze, kiedy odjeżdżamy spod jej domu, wychodzi na próg, by do Nas pomachać i obdarzyć nas pięknym uśmiechem.

Koniecznie przywołaj też wówczas w swojej glowie obraz drugiej Twojej Prababci, a mojej Babci Jasi, która gdy jesteśmy w Końskich, z samego rana przybiega czasem tylko po to, by przynieść Ci jajka od jej kurek zielononóżek, bo przecież Ty musisz mieć najlepsze.

Kiedy to pytanie przyjdzie Ci znowu do głowy, to przywołaj w swojej głowie obraz Twojej Babci a mojej Mamy Halinki u której dowody na to, że miłość jest można znaleźć w każdym pomieszczeniu domu: w kuchni gdzie zawsze w koszu wiklinowym stoją nasze ulubione owoce i warzywa i inne smakołyki, w sypialni, gdzie czeka na Nas pościel w kwiaty, czyli taka jak Ja lubię najbardziej i zabawki kupione specjalnie po to byś Ty u Babci czuła się jak w domu. Miłość jest tam nawet w  łazience, gdzie panoszą się kosmetyki -specjalne, te których my używamy.

Kiedy To pytanie przyjdzie Ci do głowy, przywołaj w swojej glowie samą Babcię Halinę, która zawsze jak odjeżdżasz ma łzy w oczach.

Kiedy pytanie o miłość, a w zasadzie jej brak znów Ci przyjdzie do głowy, znajdź w albumie rodzinnym zdjęcie Twojego Dziadka a mojego Taty Andrzeja, który pomimo statecznego wieku raczkuje z Tobą po podłodze, wtedy po prostu na tym zdjęciu miłość zobaczysz.

Przywołaj też w wyobraźni, swoich Wujków, a moich Braci, którzy mimo tego, iż byli dorosłymi mężczyznami, gdy przyszłaś na świat pokłonili się przed cudem Twojej maleńkości.

Przywołaj w swojej głowie Ciocię Dorotę, która kiedy tylko jesteśmy w moim rodzinnym mieście, wysyła swojego męża lub sama przychodzi z jakimś podarkiem a wiedz, że chodzi o kuli.

Zajrzyj też do Twojego Pamiątkowego Segregatora, gdzie są cudne kartki, które spływały do nas po Twoim urodzeniu od życzliwych osób, które cieszyły się naszą radością i spójrz na misia, który, kiedyś przybył pocztą od Twojej Chrzestnej Asi, po to by wywołać uśmiech na Twej twarzy. 

Kiedy mimo to pytanie o miłość wróci, odnajdź w albumie rodzinnym zdjęcia, które przedstawiają naszą Trójkę w szpitalu tuż po Twoim urodzeniu - spójrz w oczy Moje i Taty a zobaczysz tam miłość.

A potem przyjdź do Nas, a my Cię przytulimy i powiemy to tak potrzebne "kocham".

Każdy ma Coś lub Kogoś na końcu kłebka.

Zawsze tam na końcu tej czerwonej nitki jest miłość, tyle, że czasem jest ona zbyt oczywista, by być dostrzegalną.


Kocham Cię Iduś, Mama

czwartek, 15 maja 2014

Problem to nie problem...


Kiedyś kochanie natrafiłam na zabawną karteczkę na której widniał napis "Zawsze bądź sobą, no chyba, że możesz być piratem wtedy bądź piratem :)" Szczerze mnie rozbawiła choć i tak jestem zwolenniczką bycia sobą. Dziś jednak chciałam Ci zacytować właśnie Pirata, fikcyjnego, ale takiego, który ma rzesze fanów i sukces kinowy w postaci wielu sprzedanych biletów.

Otóż Jack Sparrow, a nawet Kapitan Jack Sparrow, bohater kultowego już filmu "Piraci z Karaibów" powiedział kiedyś zdanie, które uważam za niezwykle trafne i głębokie. Brzmiało ono tak "Problem to nie problem. Problem to Twoje podejście do problemu" :)

Sama bym tego lepiej nie ujęła Iduś, dlatego przyszło mi cytować pirata, w dodatku fikcyjnego. :) :)

To zdanie Kochanie jest bardzo mądre i jest kwintesencją tego co każdy człowiek powinnien wiedzieć, gdy staje przed jakimiś problemami.

Ba każdy człowiek powinien wiedzieć, że prawdziwych problemów w życiu jest naprawdę tylko kilka. Na skali stresu Holmesa i Rahe'a trzy pierwsze miejsca według kolejności zajmują: śmierć współmałżonka, rozwód, separacja. Wysoko się też plasuje choroba bliskich osób. Tak sobie myślę, że w swoim sercu, każdy ma swoją prywatną skalę najbardziej stresujących zdarzeń. Bo przecież różne rzeczy są dla nas ważne. Jednak warto by było zdać sobie sprawę, iż niektóre nasze "problemy" to tak naprawdę tylko przejściowe "kłopoty".  


Karolina Wajda opowiadała kiedyś w programie "Mała Czarna", że kiedy dzwoniła do swojego ojca Andrzeja i opowiadała mu o takich czy innych trudnościach, twierdząc, że ma straszne problemy, ten zwykł jej odpowiadać, że to póki co są tylko "kłopoty". Warto "zamontować" w swojej podświadomości takiego Wajdę - bo już w doborze słów tkwi sekret odpowiedniego podejścia do sytuacji stresowych w naszym życiu, a jak mawiał Sparrow, "problemem nie jest problem, ale Twoje podejście do problemu".

Spytasz mnie o co chodzi praktycznie z tym podejściem.

Otóż Iduś chodzi o myślenie o problemie. Po pierwsze jeszcze zanim problem wystąpi warto się zastanowić, co faktycznie w życiu jest dla nas najważniejsze, czego uszczerbek lub utrata byłaby dla nas faktycznie ...no właśnie czym...nie problemem a stresem. Wszak problem, sam w sobie nie jest problemem, tylko stres, który przy okazji problemu się pojawia. Stresowi zaś poświecono wiele badań, ba stworzono nawet skuteczne strategie radzenia sobie ze stresem, więc kiedy tak spojrzymy na nasz "problem", nie jesteśmy sami i mamy pewną bazę sprawdzonych sposobów radzenia sobie z sytuacją.

Po drugie myśląc o rzeczach naprawdę ważnych minimalizujemy listę wydarzeń stresowych, bo częśto okazuje się, że to czym zwykliśmy się martwić na co dzień, tak naprawdę nie ma dla nas w skali całego życia większego znaczenia.

Po trzecie jak powiedział nasz Pirat ważne jest "podejście" do problemu. Znana jest powszechnie anegdota o tym, iż jedni ludzie zawsze widzą szklankę do połowy pełną, inni zaś zawsze do połowy pustą. Ta sama szklanka - dwa różne spojrzenia.

Widzenie szklanki do połowy pełnej to jednak tylko połowa sukcesu. Moim zdaniem, trzeba jeszcze połączyć to z postawą proaktywną o której pisze w swych książkach Pani Iwona Majewska - Opiełka i S. Covey, czyli działaniem w strefie własnego wpływu.
 

Praktycznie widzę to tak.

Ktoś traci pracę (w dzisiejszych czasach utrata lub zmiana pracy to w zasadzie norma).

Po pierwsze nie powinien tego traktować jako problem, ale mieć kontakt z samym sobą i ze swoimi emocjami, i jesli ta sytuacja rodzi w nim stres nazwać go i sięgnąć po strategie radzenia sobie ze stresem.

Po drugie kiedy już poradzi sobie ze stresem i uzna, że jego "szklanka" jest jednak do połowy pełna, czyli utrata pracy jest dla niego szansą, powinien on wzbudzić w sobie postawę proaktywną, czyli działać w strefie własnego wpływu: przeglądać ogłoszenia o pracę, wysyłać cv, doskonalić swoje umiejętności itd.

Problem nie jest problemem, problemem jest Twoje podejście do problemu.

W wielu życiowych sytuacjach dobre podejście, czyli pozytywne myślenie plus proaktywna postawa naprawdę przynoszą zdumiewające efekty.


Wiem, bo kiedyś nie byłam proaktywna i nie myślałam pozytywnie. W wielu naprawdę błahych sytuacjach wygłaszałam kwestie w stylu "nie mam wyjścia z tej sytuacji", czy "nic nie mogę zrobić". Jednak w końcu zrozumiałam, iż zawsze da się coś zrobić i to zmieniło moje życie i dało mi poczucie wolności i szczęścia.



Jeśli nie da się swoja aktywną postawą i działaniem, zmienić jakości związku, można przecież zakończyć związek.

Jeśli nie da się swoją aktywną postawą, starannością i pomysłowością wypracować nowego sposobu komunikacji i współpracy z szefem zawsze można zmienić szefa.

Wyjście jest prawie zawsze. Tak naprawdę z nieodwracalnych rzeczy w życiu znam tylko jedną, jest nia śmierć - choć we wszystkich Kościołach w Wielkanoc usłyszysz, że i ona nie jest ostateczna. Mam głęboki i szczery podziw dla tych, którzy w zetknięciu ze śmiercią potrafią się wznieść ponad to co nieodwracalne i mimo wszystko działać.

Mam też głębokie przekonanie Kochanie, że wszystko inne to tylko kłopoty, z których zawsze jest jakieś wyjście a to wyjście nosi jedną nazwę: DZIAŁANIE!!!!

Kocham Cię, Mama

poniedziałek, 12 maja 2014

Nie porównuj się do innych, porównuj siebie z dzisiaj do siebie z wczoraj by stać się lepszą jutro!!


Bardzo lubię "Anię z Zielonego Wzgórza". Kiedyś lato witałam wertując kolejne strony, któregoś z tomów Ani. Nie wiem czy malownicze pejzaże, czy poczucie humoru i cięty język rudowłosej dziewczynki sprawiły, że uwielbiałam i uwielbiam i tę powieść i bohaterkę. Kto wie może Tobie Iduś też się spodoba i będę miała sposobność poczytać ją Tobie kiedyś na zaśnięcie.

Wracając jednak do Ani, tak bardzo ją lubiłam, że z rozpaczą patrzyłam na moją twarz w lustrze pozbawioną piegów i na moje włosy, które zupełnie nie przypominały rudych.
Kiedy osiągnęłam "względną" dojrzałość i moja Mama a twoja Babcia zgodziła się na farbowanie, pierwszym kolorem, który wypróbowałam na swojej głowie był właśnie rudy. Niestety albo stety na włosach o kolorze brązowym bardzo ciężko uzyskać płomienną czerwień :), i zawsze po farbowaniu miałam swój kolor z domieszką czegoś co przypominało rudą poświatę. Dzisiaj lubię swój naturalny kolor włosów i pogodziłam się z tym, że nie jestem chudym, uroczym rudzielcem z piegowatym noskiem. 

Choć nie mam jednak rudych włosów coś mnie jednak z Anią łączy. To coś to na pewno bujna wyobraźnia, zamiłowanie do literatury i pięknych widoków i w swoim czasie (który na szczęście już minął) skłonność do porównywania się z innymi.

Ania zwykła mawiać, że jest z tych "stosunkowo" ładnych. Tzn. kiedy porówna się do kogoś brzydszego od siebie może uchodzić za całkiem znośną, natomiast kiedy porówna się do piękności, to wychodzi cała jej brzydota.

Gdybym mogła porozmawiać teraz z sobą z lat młodości, albo z Anią, to na pewno dałabym nam bardzo ważną radę, by nigdy, ale to przenigdy nie porównywać się do innych. Skoro ja z młodości to już tylko wspomnienie a Ania to fikcyjna bohaterka powieści pomyślałam, że to Ty Iduś możesz skorzystać z mojej obecnej wiedzy.

Pamiętaj zatem Iduszko by nigdy nie porównywać się z innymi. Jeśli w ogóle chcesz dokonywać jakichś zestawień, to zawsze porównuj siebie z dziś do do siebie z wczoraj.

Wiesz nawet w sporcie np. w boksie jeśli zawodnicy mają stanąć do walki to tylko z kimś z tej samej kategorii wagowej. 

W życiu każdy jest inny, niepowtarzalny, więc nie sposób znaleźć kogoś z tej samej kategorii,  z kim można "stanąć do walki". Każdy z nas ma swój genotyp, swoją historię rodzinną i swoje własne życiowe wybory. Dlatego nie warto tracić czasu na porównywnanie się do kogoś innego. Spytasz dlaczego?

Po pierwsze dlatego, że porównywanie do innych budzi w nas takie emocje jak zazdrość, że ktoś ma "lepiej", "więcej"  niż my i "strach", że my go nigdy nie dogonimy.  Ani zazdrość ani strach nie prowadzą do wzrostu. Sprawiają tylko, że nam się przestaje chcieć. A nawet jeśli jakimś cudem zmobilizują nas do rozwoju, to nie ma pewności, że będzie to rozwój w kierunku naszego osobistego szczęścia, ponieważ porównywanie się do innych zaburza nasz kontakt ze sobą, i z naszymi prawdziwymi marzeniami. Pamiętaj, że coś co jest radością dla Kogoś, niekoniecznie musi dawać zadowolenie Tobie.

Po drugie porównując się do innych zawsze będziesz "stosunkowa" dokładnie tak jak mówiła Ania. Zawsze znajdzie się ktoś "lepszy" i "gorszy" od Ciebie. Porównując się z "lepszymi" będziesz ciągle sfrustrowana i niezadowolona z siebie, a porównując się do "gorszych" będziesz hamowała swój własny rozwój, mając pozorne zadowolenie z tego co już udało Ci się osiągnąć.

Po trzecie porównywanie się z innymi nieuchronnie wiedzie do kopiowania. A kopiowanie zabija w nas kreatywnego ducha. Poza tym nawet najlepsza kopia jest zawsze gorsza od oryginału. Warto o tym pamiętać.

Po czwarte czy myślisz, że można porównywać Słonia do Mrówki?? Pamiętaj, każdy człowiek jest wyjątkowy :)

Wolę sobie Iduś nie wyobrażać co by było, gdyby Einstein poświęcił całe swoje życie temu, by upodobnić się np. do kogoś w rodzaju Mozarta albo na odwrót.

Jeśli już będzie Cię kusiło by porównywać (mnie czasem kusi), porównuj siebie z dzisiaj do siebie z wczoraj i zastanów się jaką siebie chciałabyś widzieć jutro.

Takie porównywanie wyzwala chęć rozwoju, daje satysfakcję z tego co już udało się nam osiągnąć, i jest bogatsze o odrobinę humoru - bo nic tak nie bawi jak spojrzenie na "siebie z wczoraj"  z dystansem i odrobiną luzu. :)

Przestając porównywać się do innych, a zaczynająć porywnywać się do siebie, zyskujesz coś jeszcze oprócz zadowolenia z siebie i z tego co dokonałaś, zyskujesz prawdziwą radość z tego, ze komuś też się udaje.

Porównywanie się z samym sobą i entuzjastyczne "podglądanie" rozwoju innych, wyzwala w nas kreatywność i twórczego ducha.

Iduś pamiętaj, nie jesteś "stosunkowa", jesteś WYJĄTKOWA!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Dzięki Tobie imię IDA nabrało dla mnie niepowtarzalnego charakteru, i już zawsze kiedy je gdzieś usłyszę, lub przeczytam, w mojej głowie pojawi się MOJA JEDYNA, WYJĄTKOWA, NIEPOWTARZALNA, NIEKOPIOWALNA, JEDYNA W SWOIM RODZAJU CÓRKA. 

Powiem Ci zabawną anegdotę, przed Twoim urodzeniem Ja i moi znajomi mówiliśmy o Tobie "Ida sierpniowa" a to przez moje zamiłowanie dla książek Małgorzaty Musierowicz. Kiedy jednak 16 lipca 2013 roku o 21:18 pierwszy raz na Ciebie spojrzałam, Ida sierpniowa przestała dla mnie istnieć. Od tego dnia Ida już zawsze będzie dla mnie lipcowa i będzie miała Twoją twarz!!

Kocham Cię, Mama


niedziela, 11 maja 2014

Bądź architektem swojej wieży...



Dziś Iduś choć nie jestem budowniczym ani tym bardziej architektem chciałam Ci napisać właśnie o budowaniu. Jakieś 9 lat  temu(!!!!coś niesamowitego jak czas mija niepostrzeżenie!!!) podczas rozmowy z Basią - moją ulubioną czarownicą (od razu Ci wyjaśnię, że dla mnie czarownica to mądry umysł, czyste serce i poglądy wyprzedzające epokę) uskarżałam się (tak właśnie uskarżałam) jak to mi źle bo znacząca dla mnie wówczas osoba była taka a nie inna, postępowała tak a nie inaczej, raniąc mnie i innych ludzi. Uskarżałam się, bo nie widziałam szans zmiany tej osoby, choć w wyobraźni miałam milion dobrych dla niej rozwiązań. Wówczas Basia popatrzyła na mnie lekko zirytowana, wzniosła oczy ku niebu i zapytała czemu ja uparcie zajmuje się budowaniem wieży z klocków tamtej osoby a nie tworzę swojej własnej budowli. Trochę  mnie zabolała jej wypowiedź, ale, że Basię bardzo ceniłam i cenię, wzięłam sobie do serca i do głowy jej słowa i zaczęłam rozmyślać co też ona właściwie chciała przez to powiedzieć.

Dziś po latach pracy nad sobą, wiem z całą pewnością, że Basia miała rację. W życiu trzeba pilnować swojej wieży z klocków a nie zajmować się budowlami innych ludzi. Dlaczego?

Po pierwsze kiedy zajmujesz się pomaganiem przy budowie wieży kogoś innego, nie masz wpływu tak naprawdę na jej kształt, bo to nie Ty jesteś wtedy architektem.

Po drugie często tracisz czas, ponieważ ta druga osoba wcale nie chce Twojej pomocy i kiedy "nie patrzysz" odkłada na bok dołożony przez Ciebie klocek - ona przecież ma inny zamysł - chciała innego łączenia barw, innej wielkości , innego materiału itd.

Po trzecie zajmując się ciągle wieżami innych, sama zostajesz z niczym i kiedy odwracasz wzrok w kierunku Twojej wieży patrzysz na nią zdumiona jak leży w rozsypce.

Jedyna słuszna i mądra rzecz, którą możesz robić w życiu to zajmowanie się Swoją wieżą. Dlaczego?

Po pierwsze kiedy zajmujesz się budową swojej wieży - jesteś architektem, rozwijasz więc każdy aspekt swojej osobowości, nie jesteś tylko podwykonawcą, ale osobą decyzyjną. Ty wybierasz materiały, barwy i określasz plan budowy. Wzrastasz.

Po drugie kiedy zajmujesz się swoją wieżą  aktywnie działasz, urzeczywistniasz wizje i marzenia, masz realny wpływ na to co się dzieje a nie tylko zgłaszasz propozycje i biernie oczekujesz.

Po trzecie budując z zapałem i entuzjazmem swoją wieżę stajesz się inspiracją dla tych innych, którym wcześniej chciałaś pomagać. Patrząc na kunszt Twojej budowli, mogą się zachwycić jej kształtem, barwą, materią i naśladować Ciebie i Twoje pomysły albo na ich bazie stworzyć swoje, nowe odkrywcze rozwiązania.

Kochanie, trzeba zawsze zajmować się swoją wieżą,bo tylko w ten sposób można wywrzeć wpływ na budowę całego miasta.

Steven Covey pisze w swojej książce "7 nawyków szczęśliwej rodziny" o strefie wpływu i strefie zainteresowania. Radzi on by zawsze działać w strefie własnego wpływu, bo to sprawia, że zakres naszego wpływu zatacza coraz szersze kręgi. Odradza On za to ciągłe zajmowanie się strefą własnego zainteresowania, ponieważ wówczas coraz bardziej zmniejsza się strefa naszego wpływu.

Strefa własnego wpływu Iduś, to nic innego jak zajmowanie się budową swojej wieży. :)

Uwierz mi na słowo a potem sama doświadczaj, że to naprawdę działa.

Kiedy zaczęłam się zajmować budowaniem swojej wieży, czyli pracowałam nad swoim własnym rozwojem, miało to bardzo duży wpływ na poprawę moich kontaktów z innymi.

Pokusa by "maczać" palce w cudzych wieżach nie jest mi jednak obca, bo pojawia się ciągle na przestrzeni życia. Jednak teraz używam głowy i wiedzy, wiem, ze między bodźcem a reakcją jest miejsce na moją decyzję i wtedy zawsze odwracam wzrok w kierunku mojej budowli, zastanowiając się co jeszcze mogę w niej poprawić.

Życzę Ci kochanie być miała odwagę by być sobie architektem i budowniczym. Byś z pasją tworzyła swoją budowle życia :) inspirując tym samym innych do działania.

Kocham Cię, Mama


piątek, 9 maja 2014

Być to czasownik.....


Do napisania tego listu, skloniła mnie rozmowa, którą wczoraj odbyłam. 


Opowiadałam z entuzjazmem Komuś o moich nowych odkryciach: książkach, które uważam za niezwykle ważne na mojej drodze rozwoju i o tworzeniu swojej rodzinnej misji. Wówczas powiedział mi On, że to wszystko piękne, tylko, żeby stworzyć taką misję i cel podróży, trzeba najpierw wiedzieć kim się jest, a ten Ktoś nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.

Bardzo mnie zmartwiła ta wypowiedź. Do tego stopnia, że poświęciłam w swojej głowie sporo miejsca na rozmyślanie o tym skąd Ja właściwie wiem jaka jestem. Pomyślałam, że odpowiedź na to pytanie pomoże mi pomóc mojemu Znajomemu.

I wtedy przyszyszło mi na  pomoc 2 mędrców: jeden fikcyjny, Albus Dumbledor - bohater książek o Harrym Poterze i drugi jak najbardziej prawdziwy, czyli Steven Covey- autor książki "7 nawyków szczęśliwej rodziny"

Po pierwsze przypomniała mi się wypowiedź Albusa Dumbledora, którą kierował do Harrego, kiedy ten martwił się, iż za bardzo charakterem przypomina młodego Voldemorta. Dumbledor powiedział wtedy do niego, iż "nasze wybory ukazują bardziej kim jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności".

Bingo, pomyślałam - ja wiem jaka jestem, bo wybieram jaka chce być. To jak żyje, jakie podejmuje decyzję, jak jestem postrzegana i jaka próbuje być to nie kwestia tylko zdolności, genetyki i wychowania, to także a może przede wszystkim kwestia mojego własnego wyboru.

Prosty przykład wielu ludzi bliskich i dalekich mówi o mnie spokojna. Wiesz ja naprawdę nie wiem czy jestem spokojna z natury, ale wiem, że przez lata obserwowałam tych, którzy spokojnie reagowali na różne rzeczy i bardzo mi się to podobało. Dlatego postanowiłam, że ja też tak spróbuje. Czy nie upadam? Owszem zdarza mi się - nie jestem aniołem, ale zawsze wtedy przywołuje w myślach, jaka chce być, jaka się sobie podobam i wracam na obraną ścieżkę.

Nie wiesz kim jesteś? To proste wybierz kim chcesz być i żyj według tego wyboru, codziennie wypełniając znaczenie swojego być według obranej drogi.


Covey przyszedł mi na pomoc swoim rozdziałem poświęconym miłości.w którym zwraca uwagę na to, że "kochać" to czasownik. Otóż "być" to też czasownik. To my zatem decydujemy co robimy by wypełnić treścią nasze jestem!!!!


I jeszcze jedno kochanie, jeśli kiedyś przyjdzie Ci się zastanawiać tak jak mojemu znajomemu kim jesteś, to pamiętaj, że jak pisze w swej książce Covey pomiędzy reakcją a bodźcem jest miejsce na wybór. Oznacza to dokładnie tyle, że pomiędzy pytaniem "Kim jestem?" a odpowiedzią na nie jest miejsce na Twój/Nasz wybór. To on właśnie wypełnia treścią odpowiedź, której udzielimy.

To kim jesteśmy, to nie wypadkowa genetyki i wychowania, ale przede wszystkim nasze wybory.

Pamiętaj "nasze wybory ukazują bardziej kim jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności".

Niekiedy Ci, którzy dostali "w pakiecie" genetyka-wychowanie naprawdę niewiele, dokonują naprawdę wielkich i zdumiewających rzeczy. Dlaczego? Bo tak chcą, tak wybierają. Podejmują w pewnym momencie decyzję, że biorą swoje życie we własne ręce i działają. To wymaga jednak odwagi i wysiłku. Bo codzienne życie według podjętego wyboru to ciężka praca. Pamiętaj jednak Kochanie, że wraz z tym wysiłkiem idzie w parze satysfakcja, radość i spokój.

Będą oczywiście tacy, którzy powiedzą, że genetyka,wychowanie i okoliczności to jednak dużo. Jednak wtedy przychodzi mi na myśl, że wielu z nich gra w toto-lotka, choć prawdopodobieństwo wygranej jest niewielkie, więc czemu nie spróbują wykorzystać i wypełnic treścią tych kilkudziesięciu procent ich życia, które zależy właśnie od podjętych wyborów.

Życzę Ci Iduś byś zawsze umiała odpowiedzieć na pytanie "kim jesteś". I by treść tej odpowiedzi była wypełniona przede wszystkim Twoim własnym wolnym wyborem.

Kocham Cię, Mama


czwartek, 8 maja 2014

Najpierw zrób to co najważniejsze...



"Najpierw zrób to co najważniejsze.." odkrycie tej ważnej prawdy wniosło w moją codzienność spokój, harmonię i sprawiło, że mam poczucie pełni. 

Objawienie przyszło na mnie kiedy czytałam "Ku doskonałości" autorstwa Pani Iwony Majewskiej -Opiełki. W jednym z rozdziałów poświęca Ona sporo uwagi tworzeniu swojej życiowej misji, określenia ważnych dla siebie ról i celów. 

Ważne jest jednak to, iż nasza życiowa misja i cele nie mogą być jedynie czystą teorią, ale pewną mapą,która pozwoli konstruktywnie zaplanować naszą codzienność. 

Pani Iwona przybliża też sposób planowania tygodnia według teorii Stevena Coveya, który był dla mnie prawdziwym objawieniem. Nawiasem mówiąc mam nadzieję, że kiedyś sama z ciekawością sięgniesz po "7 nawyków skutecznego działania" i "7 nawyków szczęśliwej rodziny" tego autora. Ja jestem w trakcie lektury i niech najlepszą recenzją będzie fakt, iż zakreślacz praktycznie nie "wychodzi" z mych rąk, tyle tam cudownie mądrych myśli, wartych zapamiętania i wcielania w życie.

Wracając jednak do planowania i realizowania planów.  O co w tym tak naprawdę chodzi? Wielu ludzi ma organizery po brzegi wypełnione różnymi zadaniami, ba ja sama kiedyś taki posiadałam. Jednak niewielu wie po co w ogóle robi te wszystkie rzeczy, zapisane drobnym maczkiem w kalendarzu. Niewielu też jest w stanie zrealizować je wszystkie, co rodzi w nich frustrację, lęk i złość na siebie i na świat, że tak pędzi  i osacza tak wieloma obowiązkami. Czasem wręcz niektóre z planów, które wypełniają nasze kalendarze nijak się mają do naszych prawdziwych celów i oddalają nas od miejsca w kórym chcielibyśmy być.

A przecież to proste, wystarczy robić "najpierw to co najważniejsze". Jednak, aby sprawnie działać według tej zasady najpierw trzeba odpowiedzieć sobie szczerze na kilka ważnych pytań: 

Po pierwsze trzeba wiedzieć co jest dla nas naprawdę istotne i wartościowe, 

Po drugie trzeba wiedzieć dokąd zmierzamy.

A po trzecie trzeba umieć odpowiedzieć sobie na pytanie jakich środków jesteśmy w stanie użyć by tam dojść.

Od kiedy to do mnie dotarło, dobrze się czuję w swojej codzienności. Życie początkującej  Żony i Matki, nie jest proste i obfituje w wiele pułapek. Na kobietę spada wówczas wiele nowych zadań związanych z wychowywaniem dziecka i zadbaniem o domowe ognisko, do tego dochodzi jeszcze konieczność rezygnacji z niektórych wcześniejszych zajęć, które lubiła. Muszę Ci się przyznać, że czasem wieczorem, po mojej głowie biegało mnóstwo niechcianych myśli, wypełnionych poczuciem winy, że tego czy tamtego nie udało mi się danego dnia zrobić.

Teraz już tak nie jest, bo wiem co jest dla mnie naprawdę ważne w skali życia a nie tylko jednego tygodnia, dzięki czemu lepiej planuje nawet pojedyncze dni. Bo widzisz Iduś nawet puzzle lepiej się układa wiedząc wcześniej jaki ma powstać z nich obrazek.

Praktycznie wygląda to mniej więcej tak:

Skoro w mojej życiowej misji nadrzędne miejsce zajmuje "chęć budowania trwałych, szczęśliwych i pełnych miłości relacji rodzinnych", to w mini skali zaplanowania mojego dnia oznacza to tyle, że kiedy nie śpisz lub Tata jest w domu a nie w pracy to jestem tylko dla Siebie, Ciebie i Taty, czyli krótko mówiąc dla Nas i nie martwię się wtedy naczyniami w zlewie czy prasowaniem...bo wiesz w mojej misji nie ma nic o tym, że chcę być perfekcyjną panią domu :) 

To całe planowanie okazało się bardzo proste, naprawdę wystarczy robić najpierw to co najważniejsze:) to pozwala mi efektywniej wykorzystywać każdą sekundę z Twoich drzemek. Kiedy zaśniesz  ja po prostu pytam siebie co dziś w skali mojej życiowej misji jest dla mnie najważniejsze. Czasem jest to potrzeba relaksu i zregenerowanie mojego akumulatora - wtedy wiem, że muszę wziąć w tym czasie kąpiel, poczytać coś, posłuchać muzyki lub po prostu wypić kawę. Innym razem na pierwszy  plan wysuwa się moja potrzeba piękna i dbania o ognisko domowe, wtedy wykorzystuje czas Twojego pochrapywania na "ogarnięcie" przestrzeni naszego domu, by potem cieszyć oczy ładem i w pełni wypocząć. Jeszcze innym razem chcę ten czas poświęcić tylko i wyłącznie Tacie,albo moim pasjom. 

Odkąd Wiem co dla mnie ważne Iduś i świadomie planuje dni, w moim kalendarzu nie ma żadnego muszę. :) Wszystkie muszę i powinnam zastąpiły chcę i wybieram.

Ja naprawdę chcę realizować punkt po punkcie rzeczy zapisane w moim tygodniowym planie, bo są one ważne dla całości mojej życiowej misji. To sprawia, że przystępuję do zadań w dużo większym entuzjazmem i radością, i naprawdę mi się chce chcieć :)

Cudownie jest wiedzieć co jest dla nas najważniejsze. Oczyszcza to umysł, uspokaja ducha i daje przestrzeń na relaks i pełne życie.

Dlatego życzę Ci Iduś byś w swoim dojrzewaniu poznała Siebie na tyle by wiedzieć co jest dla Ciebie ważne w skali całego życia, tak by w mini skali Twojej codzienności żyło Ci się wygodnie i pięknie.

Kocham Cię Mama

środa, 7 maja 2014

Mądrość dziecka


Jak tylko przeczytałam wymianę zdań pomiędzy moją znajomą Karoliną a jej Córką (zresztą Twoją imienniczką), po prostu wiedziałam, że muszę do Ciebie o niej napisać.

Córka: Mamo zrobisz mi śniadanie?
Mama: Chyba nie mam wyjścia
Córka: Ależ masz, popatrz tam są drzwi

Ta scenka uświadomiła mi, że dorośli tracą ostrość widzenia rzeczy takimi jakimi są i to ich potem gubi.

Córeczka mojej znajomej ma 3 latka i widzi świat mądrzej i piękniej niż niejeden znany mi dorosły.

Bo widzisz, z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Jednak, aby je znaleźć, trzeba mądrze rozejrzeć się dookoła siebie i działać. 

Nie wiem czemu tak jest, ale u wielu ludzi wraz z  osiąganiem metryklanej dojrzałości  w słowniku jest coraz więcej:  nie mogę, nie dam rady, nie mam wyjścia, to się nie uda. 

Coraz mniej w dorosłych jest  dziecięcego spróbuje raz jeszczę, mogę, chcę, potrafię, coś wymyślę.

Miejsce dziecięcego entuzjazmu u wielu zastępuję marazm, a dzięcięcą radość i wiarę wypiera nuda i  źle rozumiany racjonalizm.

Warto przyglądać się dzieciom i uczyć się od nich, bo jak powiedział mój mistrz Yoda "Zaiste umysł dziecka niezwykły jest" :)

Teraz Ty kochanie jesteś moim nauczycielem. Kiedy patrzę na Ciebie jak z mozołem pracujesz nad nauką przemieszczania, jak niezrażona niepowodzeniami podejmujesz kolejne próby raczkowania, wstawania i stawiania pierwszych kroków, to naprawdę odbywam wielką życiową lekcję.

Patrząc na Twoje zmagania zrozumiałam, iż wielkimi sprzymierzeńcami sukcesu są wytrwałość, niezmordowany entuzjazm i Ktoś lub Coś co pomoże zregenerować siły.

Teraz generatorem Twojej radosnej energii jestem Ja i Tata. Chwila przytulenia w naszych ramionach, drobny całus, albo uśmiech sprawiają, iż ochoczo podejmujesz kolejne próby.

Ty cały czas działasz Iduś, szukasz nowych rozwiązań, badasz, eksplorujesz. Starasz się zweryfikować działaniem każdą najmniejszą "żarówkę" pomysłu, która zapala się w Twojej głowie.

Szkoda, że dorośli tego nie robią, mielibyśmy wtedy więcej wspaniałych wynalazków, fiilmów, kompozycji, wierszy i książek.

Gdyby każdy dorosły zachował entuzjazm i wytrwałość dziecka...... aż się uśmiecham do tej wizji :)

Życzę Ci Iduś by mądrość, entuzjazm i dziecięca radość zostały w Tobie do końca.

Byś zawsze widziała drzwi i drogę do osiągania swoich celów i co więcej umiała je otworzyć wyjść naprzeciw marzeniom i je spełniać

Tego życzę Ci z całego serca Mama