Pisałam Ci Iduś już wielokrotnie o tym, że szczęścia się szuka w tu i teraz w zwykłych chwilach. Pisałam, ale dziś po prostu muszę a właściwie chcę do tego wrócić i napisać o tym jeszcze dobitniej, żeby mieć większą nadzieję, że Cię "pobudzę" do szczęśliwości.
Wiesz ostatnio bardzo, ale to bardzo dobrze mi w naszej codzienności. Praktycznie każdego dnia śmieję się jak głupi do sera. Śmieję się do do Twoich oczu o poranku, do naszej stadnej pobudki, do grudniowego słońca, do smakołyków, które wychodzą spod mojej ręki i lądują na stole, do pomalowanych przez Ciebie kredkami szaf, do koca i wrzosów na balkonie, do tego, że tam w Końskich są Babcia i Dziadek tacy pomagający i kochani, do tego, że mam fajnych Braci i przyjaciół którzy podobnie postrzegają świat. Śmieję się nawet do bolących pleców i do obowiązków, które co rano się przede mną piętrzą, poczynając od kuchennego zlewu, do parujących kubków herbaty i prania, które trzeba powiesić. Naprawdę się do tego wszystkiego śmieję i tym właśnie się cieszę.
Niektórzy mówią, ale Ty to masz szczęście, zero trudności. Wtedy tylko się cicho uśmiecham, a w głowie sobie myślę, że szczęście mam i owszem, co nie wyklucza zupełnie szeregu małych uciążliwości, bo mam ich, że hej.
Dotyka mnie przecież jak prawie każdego ekonomia, i różnorakie bilanse na których gołym okiem widać, że rozchodów więcej niż przychodów i załatać to będzie trudno.
Dotyka mnie zmęczenie, takie kiedy ciało już nie może, a życie jeszcze od niego czegoś tam chce.
Dotyka mnie lista zadań, którą zresztą sama sobie spisuje, kiedy to gonię za własnym ogonem.
Dotyka mnie czasem świat i to co z niego przychodzi, że gdzieś wojna, ze gdzieś głód i niekochane dzieci.
Dotyka mnie wiele, ale opowiadanie o tym nie ma sensu, więc nad "trudnościami" w milczeniu pracuje a tą "głupią radością" się dzielę ze światem.
Bo wiesz te rzeczy to tylko trudności.
Prawdziwe problemy są gdzie indziej. Prawdziwe problemy są u Bratowej mojej Koleżanki w Józefowie, której lekarze dają czas do grudnia....do grudnia tego roku. Tam miłość jest, Kochający Mąż, trójka malych dzieci i ten wielki, palący nie do przeskoczenia problem. Tak palący, że nawet mnie parzy i wyciska łzy z oczu, choć jestem od niego tak daleko.
Problemy są w Warszawie u mojej znajomej, której mały synek w szpitalu zmaga się z chorobą a Ona stresuje się tym wszystkim tak, że tylko inna Matka wie jak..... I choć wiem w sercu, że niedlugo szpital będzie wspomnieniem, a oni będą się cieszyć swoją codziennością i zdrowiem Małego, to wiem też jak niewyobrażalnie trudne jest ich dzisiaj.
Chcę Ci Iduś napisać, że jak kiedyś zmęczona, niedospana i rozłoszczona będziesz przemierzać drogę do szkoły czy pracy, to wtedy pomyśl sobie jakie to szczęście, ze w tym zmęczniu, niedospaniu i złości tam jesteś, tam a nie w szpitalu na jakimś oddziale z palącym problemem, z konkretną datą docelową....
Chcę Ci Iduś napisać, że jak zdarzy Ci się być Matką i wieczorem będziesz padać na twarz a Twoje dziecko wręcz przeciwnie, to pomyś sobie jakie to szczęście, że Ono jest takie żywe, takie zdrowe, i że może być takie "niegrzeczne" a nie musi grzecznie leżeć w jakimś szpitalu walcząc o zdrowie.
Chcę Ci powiedzieć, że gdy Mnie, Tacie, Tobie lub komukolwiek z naszych znajomych przyjdzie narzekać na "być", to Ty nas obudź i powiedz jakie to szczęście, że "być" właśnie tak po prostu jest.
Jeśli mamy zdrowe ciała i dusze to o wszystko inne możemy się zatroszczyć, jeśli nasze "być" jest, to poradzimy sobie ze wszystkim co nas dotyka.
Pamiętaj...
Kocham Cię, niewyobrażalnie wdzięczna za zdrowie i "być" Twoje, Swoje i innych ukochanych mi osób Mama