wtorek, 9 grudnia 2014

Pobudka do radości z bycia...




Pisałam Ci Iduś już wielokrotnie o tym, że szczęścia się szuka w tu i teraz w zwykłych chwilach. Pisałam, ale dziś po prostu muszę a właściwie chcę do tego wrócić i napisać o tym jeszcze dobitniej, żeby mieć większą nadzieję, że Cię "pobudzę" do szczęśliwości.



Wiesz ostatnio bardzo, ale to bardzo dobrze mi w naszej codzienności. Praktycznie każdego dnia śmieję się jak głupi do sera. Śmieję się do do Twoich oczu o poranku, do naszej stadnej pobudki, do grudniowego słońca, do smakołyków, które wychodzą spod mojej ręki i lądują na stole, do pomalowanych przez Ciebie kredkami szaf, do koca i wrzosów na balkonie, do tego, że tam w Końskich są Babcia i Dziadek tacy pomagający i kochani, do tego, że mam fajnych Braci i przyjaciół którzy podobnie postrzegają świat. Śmieję się nawet do bolących pleców i do obowiązków, które co rano się przede mną piętrzą, poczynając od kuchennego zlewu, do parujących kubków herbaty i prania, które trzeba powiesić. Naprawdę się do tego wszystkiego śmieję i tym właśnie się cieszę.

Niektórzy mówią, ale Ty to masz szczęście, zero trudności. Wtedy tylko się cicho uśmiecham, a w głowie sobie myślę, że szczęście mam i owszem, co nie wyklucza zupełnie szeregu małych uciążliwości, bo mam ich, że hej.

Dotyka mnie przecież jak prawie każdego ekonomia, i różnorakie bilanse na których gołym okiem widać, że rozchodów więcej niż przychodów i załatać to będzie trudno.

Dotyka mnie zmęczenie, takie kiedy ciało już nie może, a życie jeszcze od niego czegoś tam chce.

Dotyka mnie lista zadań, którą zresztą sama sobie spisuje, kiedy to gonię za własnym ogonem.

Dotyka mnie czasem świat i to co z niego przychodzi, że gdzieś wojna, ze gdzieś głód i niekochane dzieci.

Dotyka mnie wiele, ale opowiadanie o tym nie ma sensu, więc nad "trudnościami" w milczeniu pracuje a tą "głupią radością" się dzielę ze światem.

Bo wiesz te rzeczy to tylko trudności.

Prawdziwe problemy są gdzie indziej. Prawdziwe problemy są  u Bratowej mojej Koleżanki w Józefowie, której lekarze dają czas do grudnia....do grudnia tego roku. Tam miłość jest, Kochający Mąż, trójka malych dzieci i ten wielki, palący nie do przeskoczenia problem. Tak palący, że nawet mnie parzy i wyciska łzy z oczu, choć jestem od niego tak daleko.

Problemy są w Warszawie u mojej znajomej, której mały synek w szpitalu zmaga się z chorobą a Ona stresuje się tym wszystkim tak, że tylko inna Matka wie jak..... I choć wiem w sercu, że niedlugo szpital będzie wspomnieniem, a oni będą się cieszyć swoją codziennością i zdrowiem Małego, to wiem też jak niewyobrażalnie trudne jest ich dzisiaj.

Chcę Ci Iduś napisać, że jak kiedyś zmęczona, niedospana i rozłoszczona będziesz przemierzać drogę do szkoły czy pracy, to wtedy pomyśl sobie jakie to szczęście, ze w tym zmęczniu, niedospaniu i złości tam jesteś, tam a nie w szpitalu na jakimś oddziale z palącym problemem, z konkretną datą docelową....

Chcę Ci Iduś napisać, że jak zdarzy Ci się być Matką i wieczorem będziesz padać na twarz a Twoje dziecko wręcz przeciwnie, to pomyś sobie jakie to szczęście, że Ono jest takie żywe, takie zdrowe, i że może być takie "niegrzeczne" a nie musi grzecznie leżeć w jakimś szpitalu walcząc o zdrowie.

Chcę Ci powiedzieć, że gdy Mnie, Tacie, Tobie lub komukolwiek z naszych znajomych przyjdzie narzekać na "być", to Ty nas obudź i powiedz jakie to szczęście, że "być" właśnie tak po prostu jest.


Jeśli mamy zdrowe ciała i dusze to o wszystko inne możemy się zatroszczyć, jeśli nasze "być" jest, to poradzimy sobie ze wszystkim co nas dotyka.

Pamiętaj...

Kocham Cię, niewyobrażalnie wdzięczna za zdrowie i "być" Twoje, Swoje i innych ukochanych mi osób Mama




środa, 3 grudnia 2014

sposoby na niepogodę...........




Obecna aura zmobilizowała mnie Iduś by napisać coś nie coś o moich sposobach na niepogodę. Ale nie mówię tu o tej związanej  z różnymi warunkami atmosferycznymi, które widać za oknem, bo z tymi radzić sobie łatwo, jest mnówstwo porad jak ubrać się adekwatnie do pogody, i co więcej nasze czułe na takie pogodowe zmiany ciało nam samo podpowiada dobre rozwiązania. Ja chciałam Ci napisać jak radzić sobie z niepogodą w sercu, kiedy już jakimś cudem się ona do niego zakradnie.


Są takie dni kiedy świat nam niepasuje, kiedy w naszym emocjonalnym kotle para bucha raz po raz, ba nawet My sami sobie nie pasujemy. Jak sobie wtedy z taką parą i przyciasnym życiem i ja poradzić?

Po pierwsze warto się wtedy dokopać do własnej intuicji - bo tak jak ciało nam mówi w co je ubrać by było mu wygodnie i w sam raz, tak samo dusza jest wstanie nam o tym opowiedzieć, tylko czasem zewnętrzny chaos nie pozwala nam jej usłyszeć.  Więc zamiast wtedy szukać krzyku świata warto zanurzyć się w wymownej ciszy.

Po drugie trzeba wcisnąć pausę i zwolnić. Paradoksalnie jest tak, iż jak jesteśmy ze wszystkim już bardzo spóźnieni i wydaje się nam, że tylko mordercza gonitwa pomoże nam na czas dobiegnąć do mety, należy właśnie zwolnić i zmienić krok na zółwi. Bo przecież jak już pokrywka podskakuje pod wpływem pary, to jedyny sposób by uniknąć wykipienia to zmniejszyć gaz i dać ujście parze. Dlatego w chwilach przeciążenia i sercowej niepogody koniecznie trzeba zwolnić. Mnie najlepiej pomaga oddech, skupiam się na nim a wtedy powolutku, powolutku gonitwa w głowie ustaje a myśli układają się do swoich szufladek i grzecznie idą spać. Jak już te swoje zwoje tak pięknie oddechem uczeszę to wtedy mogę dać im ujście bez obaw, że zrobią wielki bałagan i kogoś lub siebie nimi zaleje. Niestety jeszcze czasem zapominam i najpierw daje ujście parze - ale praktyka czyni mistrza więc praktykuje pausowanie. :)

Po trzecie gdy w sercu smutno a w "ja" niewygodnie pomaga powrót do ciała, powrót do siebie. I tu jak już odnalazłaś głos intuicji to on ci pomoże ułożyć się w sobie i siebie poczuć. Jedni by nawiązać kontakt z samym sobą muszą zmęczyć spacerem mięśnie, inni zanurzyć się w wannie, jeszcze inni wyjść na dwór w najchłodniejszym momencie dnia i wpuścić w nozdrza zimne powietrze. Znajdziesz swóje sposoby na pewno. A gdy już je będziesz mieć, po prostu korzystaj zawsze gdy tego potrzebujesz.

Po czwarte, gdy już bardzo coś nas uwiera, warto zerknąć na układankę z boku i dokonać jakiejś maleńkiej zmiany. Na pewno nie raz obejrzysz jakiś film, na którym będą pokazani więźniowie. Więzienne sceny często rozgrywają się na deptaku, gdzie widz okiem obserwatora zerka na skazańców dreptających po niewielkim wybiegu i oglądających wciąż ten sam krajobraz. Łatwo sobie wyobrazić, iż od takiej monotonii można oszaleć. Niestety często w naszym życiu budujemy sobie sami wiezienne mury i dreptamy w tą i z powrotem, patrząc i robiąc wciąż to samo i dziwiąc się jednocześnie, ze nowe i lepsze nas nie dotyka. Zatem gdy nas coś mocno w codzienności lub w nas samych uwiera warto się rozejrzeć gdzie stoi ten nasz więzienny mur i go powolutku zacząć demontować. Powolutku, bo na zagospodarowanie wolności też trzeba mieć pomysł :)

Po piąte na sercową niepogodą potrzebny jest uśmiech, życzliwość i spora dawka miłości - te trzy zawsze nosimy przy sobie. Warto o tym pamiętać.

Ty masz jeszcze jedną tajną broń - Kochających Cię ludzi - nie wahaj się nimi otulać Iduś w chłodne dni życia.

Kocham Cię, Mama