poniedziałek, 30 marca 2015

Język MIŁOŚCI.


Pisałam Ci Iduś już kiedyś o języku wolności, więc dziś przyszedł czas, żebym ci coś powiedziała o języku miłości.

Wiesz kiedy "przysłuchuję" się sobie z przeszłości, albo słucham niektórych ludzi to mam ochotę na chwilkę za pomocą czasrodziejskiej różdżki wyłączyć dźwięk.

Dlaczego?

Bo w tym co słyszę nie ma miłości, wyrozumiałości, nadziei i wiary.

Kiedy słyszę jakąś kobietę, która mówi:

To mi się nie uda.
Spójrz jak beznadziejnie wyglądam.
O Boże jaka ja jestem gruba.
Nie no, ale ze mnie gapa, nic nie umiem zrobić dobrze.
Ale strasznie wyglądam/ale jestem brzydka.

Kiedy słyszę rodzica, który mówi do dziecka:

Spójrz, co ty robisz wszystko niszczysz.
Spójrz jak Ty wyglądasz, znowu jesteś brudny.
Znów dostałeś jedynkę, nic nigdy nie osiagniesz.

... mogę mnożyć w nieskończoność ...

Kiedy to słyszę, mam ochotę wyłączyć na chwilę odbiór audio i spytać tą osobę, czy mówiła by tak do kogoś kogo kocha, a jeśli nie to czemu mówi tak do siebie/ do swojego dziecka.

Chcę Cię dziś prosić Iduś byś każdego dnia ćwiczyła się w języku miłości i mówiła do siebie, o sobie, do innych, o innych tak jakbyś dostrzegała we wszystkim miłość.

To mi się nie uda ... To nie będzie proste, ale kiedy poćwiczę, dam z siebie wszystko na pewno to zrobię.

Spójrz jak ja beznadziejnie wyglądam ... Spójrz, chyba moje ciało mówi mi, że jestem zmęczona, dam mu odpocząć.

O Boże jaka ja jestem gruba ... Mojego ciała jest teraz troszkę więcej, bo nie miałam ostatnio sił i czasu by się o nie zatroszczyć, ale teraz zrobię to z miłością.

Nie no, ale ze mnie gapa, nic nie umiem zrobić dobrze ... Ostatnio jestem roztargniona, chyba powinnam odpocząć, żeby znów móc funkcjonować na najwyższym poziomie możliwości.

Ale strasznie wyglądam/ ale jestem brzydka ... Zrobię coś dobrego dla mojego ciała, bo wygląda na zmęczone, wtedy na pewno odzyska swój wewnętrzny blask i piękno.

Spójrz co Ty robisz, wszystko niszczysz ... Kochanie bądź uważny, bo kiedy nie jesteś możesz popsuć coś co jest dla Ciebie ważne.

Spójrz jak Ty wyglądasz, znowu jesteś brudny... Kochanie chyba znów się przebierzemy, bo dobra zabawa sprzyja brudzeniu.

Znów dostałeś jedynkę, nic nigdy nie osiagniesz ... Kochanie może zastanowimy się czemu nie dostajesz dobrych ocen z tego przedmiotu. Kiedy dotrzemy do przyczyny łatwiej, będzie nam to zmienić.

Ćwicz się w języku miłości Kochanie. Ja robię to każdego dnia, staram się mówić o sobie i do siebie a także do moich bliskich dobrymi, słowami. Takimi, w których słychać miłość, wiarę i nadzieję.

Wierzę, że praktyka czyni mistrza, więc jestem przekonana, że kiedyś język miłości zdominuje mój słownik.

Co pomaga praktykować język miłości?

Brak telewizora. Zauważyłam, że nie oglądanie telewizji, sprzyja mówieniu dobrym słowem. Dzięki temu nie zaśmieca się podświadmości przypadkowymi informacjami.

Czytanie wartościowych książek. Właściwa literatura naprawdę wspaniale otwiera umysł na piękne myśli a wraz z nimi na piękne słowa.

Przebywanie z ludźmi, którzy mają świadmość istoty języka w naszym życiu i czerpanie z ich doswiadczenia.

I Miłość .... kiedy Twoje serce wypełnia spokój, miłość, radość z bycia, to promieniuje to na Twoje wszelkie działania, w tym na to jak mówisz.

Nie zgub Miłości ... cała jesteś Miłością ...nie zgub, więc Siebie...

Kocham Cię, Mama

sobota, 28 marca 2015

Złap balans




W ostatnim liście Iduś rozprawiłam się z fałszywymi przekonaniami, które utrudniają realizację marzeń. Dziś chciałam Ci napisać o czymś bardzo prawdziwym co przeszkadza nam w działaniu prowadzącym ku spełnieniu, a o czym często paradoksalnie nie pamiętamy.


Chciałam Ci napisać o energii życiowej, bez której nie jesteśmy w stanie ani spełniać marzeń, ani po prostu dobrze szczęśliwie żyć.

Co to jest energia życiowa zapytasz?

Dla mnie energia życiowa jest wtedy kiedy funkcjonujemy na optymalnych poziomach zarówno w sferze ducha, ciała, emocji jak i intelektu, to pewna równowaga wewnętrzna.
Moim zdaniem trudno jest sięgać po nowe cele, nie dbając właściwie o stan naszych życiodajnych akumulatorów.

Doświadczyłam tego bardzo mocno ostatnio, podczas twojego chorowania. Doskwiera Ci teraz Twoje ciało Kochanie, chorujesz, to z kolei bardzo mocno przekłada się na stan Twojego funkcjonowania emocjonalnego. Bo choć bardzo staramy się ograniczyć Ci stresujące sytuacje, to i tak doświadczasz stresu sporo. Zastrzyki, lekarstwa, badania. Widać jak to wszystko rozładowuje twój mały akumulator, jak mniej w Tobie siły do eksplorowania i poznawania.

Ze mną podobnie. Denerwuję się Twoim stanem zdrowia, emocje próbują wziąć mnie w panowanie i choć się nie daję, to znacząco odbiło się to na moim zdrowiu fizycznym. Ja także złapałam infekcję, jestem osłabiona, i rozedrgana w środku, nie mam teraz przestrzeni w głowie do innych marzeń niż Twoje zdrowie.

Dlatego chciałam Ci napisać, że by wieść dobre, spełnione życie i sięgać śmiało po marzenia trzeba zwyczajnie o siebie dbać. 

Tylko jeśli wszystkie nasze sfery są w równowadze, i żadnej z nich nie zaniedbujemy, możemy stawiać czoło wyzwaniom.

Trzeba dobrze odżywiać ciało - nie doprowadzać do stanów głodu i przesycenia, trzeba je oczyszczać i pielęgnować, by nie stało się balonikiem z którego uszło powietrze.

Trzeba dbać o ducha, o wewnętrzny spokój i równowagę, bo tylko wtedy z łatwością stawimy czoła zewnętrznym zawirowaniom i burzom, kiedy w naszym wnętrzu jest harmonia.

Trzeba dbać o emocje, przyglądać się im, nazywać je i dawać im ujście w kontrolowany sposób, tak by nad nami nie zaczęły panować.

Trzeba odżywiać swój intelekt, bo bez niego ciężko, nam będzie zdobywać nową wiedzę i umiejętności.

Cztery sfery muszę być w harmoni, żeby energia życiowa mogła przez nas swobodnie przepływać i by chciało nam się wkraczać na nieznane obszary, zdobywać nowe lądy.

Przypominam Ci o tym bo widzę, że obecnie niewielu ludzi o tym pamięta.

Niektórzy odżywiają źle ciało, albo nadmiernie je forsują, lub bardzo przedmiotowo traktują i dziwią się, że brak im energi, że odmawia im ono posłuszeństwa.

Inni kompletnie zaniedbują sferę ducha a potem opowiadają o tym jakie to życie jest bez sensu, kiedy tak naprawdę sami powinni się o sens swojego istnienia zatroszczyć.

Jeszcze inni nie rozwijają regularnie swojego intelektu, a potem ze zdziwieniem stwierdzają, że nabywanie nowych umiejętności zajmuje im zbyt dużo czasu.

Są i tacy, którzy kompetnie odcinają się od swoich prawdziwych emocji, albo nie oczyszczają serca z gniewu i żalu, a potem złoszczą się na wszystko i na wszystkich nie wiedząc tak naprawdę dlaczego.

Zdarza się i tak, że nawet jak z wielką dbałością i świadomością podchodzisz do swojej życiowej energii, i pielęgnujesz cztery jej obszary, to czasem  życie przejmuje nad Tobą ster, robi ci psikusa i np. tak jak w naszym przypadku odbiera siły ciału. I naprawdę wtedy mniej jest przestrzeni do stawiania celów i marzeń, poza tym nadrzędnym, którym jest odzyskanie równowagi i zdrowia.

Wiesz nie lubię mówić, że coś "trzeba", ale w tym wypadku to słowo jest jak najbardziej uzasadnione. Trzeba siebie kochać, trzeba o siebie dbać, trzeba zasilać swe życiodajne akumulatory i zachowywać równowagę w zakresie wszystkich sfery by mieć przestrzeń na coś więcej niż egzystencję, by mieć przestrzeń na prawdziwe, spełnione, szczęśliwe życie.

Codziennie Iduś odżywiaj ciało, umysł, duszę i serce, by mogły Ci pięknie służyć i zasilać Cię w dobre życie.

Kocham Cię mocno, Mama

czwartek, 26 marca 2015

Bądź dla siebie wróżką




Dziś kochanie, chciałam Ci napisać o czerwonych światłach, które sama zaplałam w swojej głowie na drodze ku spełnionym marzeniom. Może brzmi to absurdalnie, ale prawda jest taka, że wiele ze swych zamierzeń bojkotowałam sama. Tak było dopóki nie wyłapałam fałszywych przekonań, które sprawiały, że tak się działo.

Podzielę się z nimi, bo obawiam się, że nie ja jedna zapalam sobie takie czerwone światła na drodze spełnienia.

Pierwsza blokada, która w moim przypadku była prawdziwą kłodą pod nogi to brak poczucia własnej wartości. Wiem, że już milion razy Ci pisałam, że poczucie własnej wartości jest bardzo ważne, ale dziś chcę to napisać po raz milione pierwszy :). Osoba, która nie ma dobrego poczucia własne wartości nie sięgnie z odwagą po swoje marzenia, dlatego, że choć na poziomie świadomym robi ona mnóstwo planów, to na poziomie podświadomym je bojkotuje. Jej podświadomość po prostu szepcze "nie jesteś tego warta", "nie zasługujesz na to", "to ci się nie uda". Skutkuje to tym, że plany przeważnie pozostają planami i na dlugo są tylko atramentowymi plamami na mapach marzeń. Dlatego by być skutecznym w realizacji swoich marzeń trzeba prawdziwie pokochać siebie miłością cierpliwą, łaskawą, niezazdrosną tak do końca.

Druga blokada, która mi bardzo często przeszkadzała w sięganiu po to co dla mnie ważne, to fałszywe przekonanie, że jest już za późno. Warto zrozumieć, że czas to tylko koncepcja ludzkiego umysłu, dlatego nie może być on prawdziwą przeszkodą w realizacji marzeń. Nigdy nie jest za późno, by robić to co się kocha i by sięgać po to co dla nas ważne. Jeśli istniejemy i właśnie budzi się nasze kolejne dzisiaj to znaczy, że mamy czas.

Trzecia blokada, która podcinała moje skrzydła to fałszywe przekonanie o tym, iż ktoś już moje marzenie zrealizował, więc ja już nie mam po co tego robić. Można powiedzień, że myślałam, iż marzenia są jak patenty i mają tylko jednego właściciela. Delikatnie powiem, że jest to kompletną bzdurą. Łatwo sobie to uzmysłowić parząc na przykład macierzyństwa, ileż to kobiet marzy o spełnieniu się w roli matki. Czy to, że jakaś kobieta urodziła przed nimi dziecko, zabiera im możliwość własnego macierzyństwa? Nie oczywiście, że nie. Idąc tym  fałszywym myśleniem ludzkość by wyginęła. Tak samo jest z innymi marzeniami - one są niewyczerpywalne.

Czwarta blokada wiążę się ściśle z poprzednią. Otóż do pewnego momentu w mojej głowie panoszyła się wizja o świecie skończonym, takim gdzie wszystko się wyczerpuje i z czasem wszystkiego jest za mało. Tymczasem tak naprawdę świat jest pełen obfitości, jego dary są niewyczerpywalne i obojętnie w którym momencie zaczniesz po nie sięgać starczy i dla Ciebie. Kiedy człowiek sobie to uświadamia ma większą odwagę sięgać po marzenia i brać ze świata to co mu potrzebne, ale i z większą ochotą się dzieli swoimi dobrami. Warto więc uwierzyć, że w świecie jest dość miejsca na moje marzenie, dość dóbr bym mógł je spełnić i dość osób, które potrzebują tego co mam sobą do zaoferowania.

Piąta blokada na drodze ku spełnionym marzeniom, która jestem pewna nie tylko mnie stopowała, to przekonanie, że marzenia się spełnia jutro, kiedyś w bliżej nieokreślonej przyszłości, natomiast dziś się ogarnia rzeczywistość. To błędne rozumowanie. Przyszłość jest wyborem teraźniejszości, dlatego to już dzisiaj trzeba się zatroszczyć o nasze kiedyś. Jak napisała ostatnio trenerka Ewa Chodakowska w kalendarzu jest wiele dni i żaden z nich nie nazywa się jutro. Dlatego trzeba po prostu wziąć kalendarz i zastanowić się co w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek, sobotę i niedzielę zrobię by być bliżej swoich marzeń. 

Szósta blokada na drodze ku spełnionym marzeniom to brak proaktywności i fałszywe przekonanie, że winę za nasze niespełnione marzenia ponoszą inni. To nieumiejętność działania w zakresie własnego wpływu i brania odpowiedzialności za własne wybory i życie. Warto stanąć w prawdzie i zrozumieć, że w głównej mierze to my sami ponosimy odpowiedzialność za własne życie, że nasza historia to głównie nasze wybory, albo ich brak. Kiedy to się zrozumie dopiero można sięgać po marzenia nie tylko w myśleniu, ale i w działaniu. Malkontenci powiedzą, że to nieprawda, że zawsze jesteśmy czymś zdeterminowani, że zależymy także od innych. Ja odpowiem, że owszem zależymy, ale jeśli strefa naszego wpływu to np. 40%, to czy to naprawdę oznacza, ze mamy jej nie wykorzstać? Nie sądzę. Czy ktoś odmówi premii tylko dlatego, że nie jest tak wysoka jakby chciał? Raczej niewielu. Czemu więc tak wielu ludzi odmawia sobie korzystania ze strefy własnego wpływu i realnego zmieniania swojego życia na lepsze.

Siódma blokada na drodze ku spełnianiu marzeń, to niestety powszechne, fałszywe przekonanie, że marzenia spełniają się same (ewentualnie spełniają je dobre wróżki) i nie wymagają pracy. Nic bardziej mylnego, większość ludzi, którzy spełnili swoje marzenia musieli zapewne nie raz i nie dwa wyjść ze strefy swojego komfortu, zakasać rękawy i na swoje marzenia zapracować. By jednak zacząć pracować nad swoimi marzeniami trzeba zrozumieć, ze praca to także przyjemność. Trzeba wdrukować do poświadmomości, że sama wędrówka do celu jest już celem i to, że idziesz to już jest zwycięstwo i wielka radość.

Ósma blokada na drodze ku spełnionym marzeniom to pośpiech i przekonanie, że marzenia się spełniają od razu, a jeśli nie to nie ma sensu się starać. Tymczasem jak podpowiada sama natura żaden kwiat nie zakwita z dnia na dzień. Potrzeba czasu, cierpliwości, stworzenia odpowiednich warunków i zaangażowania by cieszyć oko roślinnością na naszym balkonie. Nie inaczej jest z marzeniami. Trzeba dać im czas, stworzyć warunki, zaangażować się i dzień po dniu realizować je w działaniu. Wtedy zakwitną.

To były moje fałszywe przekonania. Pewnie każdy ma swoje własne. Wiesz jednak Iduś co jest najpiekniejsze? Przekonania to tylko przekaniania, dlatego nawet jeśli są fałszywe, kiedy je sobie uświadomimy możemy je zmienić. I znów nie stanie się to od razu, ale stanie się, jeśli tylko podejmiemy wyzwanie.

Pamiętaj, że w większości przypadków nikt poza nami samymi nie może stanąć na przeszkodzie realizacji naszych marzeń. Jak pisze w swojej książce "Mistrz i zielonooka nadzieja" Joanna Kern, wszechświat nie oczekuje od nas niczego więcej prócz tego co my sami dla siebie oczekujemy. Dlatego odwagi Kochanie. Życie jest po to by realizować siebie i siegać po swoje marzenia. Wierzę, że te Twoje są piękne, dlatego już teraz trzymam kciuki za ich realizację.

Kocham Cię i nieustannie dmucham wiatrem wiary w Twoje skrzydła, Mama




wtorek, 24 marca 2015

Cuda


Dziś Kochanie, chciałam Ci napisać o tym, co już wiedziałam wcześniej, ale teraz nie tylko to wiem, ale i czuję bardzo wyraźnie: Codzienność jest cudowna, wprost bombowa a zwykłe dni fantastyczne.


Czuję to mocniej dlatego, że od lutego zmagamy się  z różnymi infekcjami. W lutym odwiedziła nas angina a zaraz po niej kolejne choroby. Źle postawiona diagnoza i źle dobrany lek, sprawił, że teraz walczysz z zapleniem płuc. Jesteś niezwykle mężna i dzielna w tej walce a ja jak tylko mogę osładzam ci ją pocałunkami i przytulasami. Nie zmienia to jednak faktu, że zwyczajnie na świecie jesteśmy już tym chorowaniem zmęczone i marzymy by wróciły nasze zwykłe dni. 

Kiedy tęsknie wyglądasz przez okno na spacerujące z mamami dzieci, mam ochotę otworzyć je szeroko i krzyknąć do nich mój prywatny apel, by przypomnieć jak wiele darów posiadają.

Mogą wychodzić na dwór, nie mają gorączki (dar zdrowia).

Spacerują (dar  zdrowych nóg).

Patrzą na rodzącą się wiosnę (dar widzenia).

Czują rozkwitające pączki i budzącą się do życia ziemię (dar węchu).

Głaskają psy, czują chłód zjeżdżalni (dar dotyku).

Na spacerze nie są sami (dar rodziny).

Mogłabym wymieniać bez końca. Tyle darów, tyle łask o których wielu z nas zapomina.

Wiesz nawet my w chorobie mamy swoje dary.

Jesteśmy razem i opiekują się nami dziadkowie (dar rodziny).

Mamy opiekę medyczną i lekarstwa (dar postępu, cywilizacji i tego co z nią związane).

Jemy pyszne domowe, pełne witamin przysmaki (dar smaku i pożywienia).

Możemy podziwiać wiosnę zza szyby (dar widzenia).

Dostajemy wiadomości z pytaniami o Twoje zdrowie (dar ludzkiej życzliwości).

Mamy zielonookie spojrzenie na życie i to co przyniesie (dar nadzieji i  pozytywnego myślenia).

Jesteśmy (dar istnienia).

Pamiętaj Iduś, że zwykłe dni, nawet te, którym nadajemy miano "szarych" tak naprawdę są wielkim darem.

Pamietaj też, że tak jak napisałam wyżej to ty nadajesz kolor swoim dniom - w każdej chwili możesz wypełnić szarość kolorami, a w rzeczach z pozoru zwykłych ujrzeć cuda. Życzę Ci byś patrzyła na życie przez zielone, pełne zachwytu okulary i byś na każdym kroku widziała to co ja, czyli cudowną, niezwykłą rzeczywistość.

Kocham Cię, bardzo, bardzo mocno, zdrowiej już proszę, Mama






środa, 18 marca 2015

Nieidealni nie znaczy niewartościowi...




Dziś Iduś chciałam ci napisać o idealności, a raczej o jej braku. I o tym, że nie można mylić słów "idealny" i "wartościowy".

Czuję taką potrzebę, ponieważ obecnie, dużo osób dąży do perfekcji, idealności we wszystkim. Okładki kolorowych pism zarzucają nas idealnym wyglądem. Różne programy telewizyjne zachęcają nas kobiety byśmy były perfekcyjnymi paniami domu i sexi mamami. W klubach fitess  i u chrurga plastycznego zachęca się nas do poddania się różnym zabiegom w celu zdobycia idealnego ciała, a w pracy też zależy szefom na jak najlepszych wynikach. Wszędzie poprzeczki ustawione są bardzo, bardzo wysoko.


Czy jest coś złego w zachęcaniu do dążenia do ideału? Nie  z całą pewnością, nie. Jestem zwolennikiem tego, by każdego dnia starać się być jeszcze lepszą wersją samego siebie.

Mam jednak wrażenie, że przez ten pęd za idealnością, świat zgubił granicę, która dzieli słowo idealny i wartościowy. I zaczyna utożsamiać ze sobą te dwa przymiotniki. A to jest coraz bardziej zgubne w skutkach.

Kobiety dążąc do ideału - pracując nad swoim, ciałem, duchem, kompetencjami zawodowymi i szeregiem innych sfer, często zapomniają, że już na starcie tej drogi i przez cały czas jej trwania są pełne wartości, kobiecości i piękna. Dążąc do wyśnionego ideału, odkładają szczęście, plany i marzenia na potem. 

Jak schudnę to będę ubierać się kolorowo, jak dostanę awans to stanę się osobą godną szacunku, jak urodzę dziecko to stanę się kobieca, jak będę miała wymarzony, idalny wystrój w domu to będę zapraszać znajomych, jak przeczytam kolejnych 70 książek o szczęśliwym życiu, to stworzę swój przepis na szczęście i zacznę żyć szczęśliwie, jak wreszcie zdobędę złoty medal we wszystkich dziedzinach życia to stanę się wartościową kobietą.

Mężczyźni też zresztą nie są wolni od tego zapętlenia, i z pewnością wielu z nich też ma swoje "perfekcyjne bolączki", które sprawiają, że czują się oni bezwartościowi.

A przecież nieidealność nie przekłada się w prostej linii na brak wartości człowieka i świata.

Kiedy byłam mała, zajadałam się u Babci Jasi w sadzie, jabłkami- często były robaczywe, nieidealne, ale czy to odbierało im cudowne walory smakowe i to, że dostarczały mi mnóstwo witamin, ich prawdziwą wartość?

Podczas studiów, słucham różnych wykładowców, jedni są bardziej inni mniej porywający jako mówcy, ale czasem ci, którzy mają nieperfekcyjną formę swoich wykładów mają do przekazania tak wspaniałe, odkrywcze dla  mnie treści, że właśnie czas spędzony na słuchaniu własnie nich ma dla mnie największą wartość.

Czasem na swej drodze spotykam kobiety, które mają nieidealny wygląd, ale są tak pełne wewnętrznego słońca, które nadaje ich kobiecości bezcennej wartości, że trudno oderwać  mi od nich wzrok.

Innym razem poznaje mężczyzn, którzy są raczej chudzi, niż barczyści, i wyglądem przypominają bardziej chłopca niż supermena, a jednak są niesamowicie wartościowymi osobami i bardzo męskimi mężczyznami.

Dzieci z niepełnosprawnością intelektualną, nieidealne przecież, które spotkałam na swojej drodze, są najwspanialszymi, najbardziej wartościowymi nauczycielami spontaniczności i radości życia.

Nie w idealności tkwi wartość człowieka i świata. To wewnętrzne piękno, do którego wszyscy lgniemy, ukryte jest gdzieś indziej.

Albert Einstein powiedział "Nie staraj się być człowiekiem sukcesu, staraj się być człowiekiem wartościowym".

Ja bym powiedziała, nie staraj się być czlowiekiem idealnym, staraj się być człowiekiem wartościowym.

Pamiętaj Iduś, że o Twojej wartości, nie świadczy perfekcyjny wygląd, idealne wyniki w pracy, otaczanie się markowymi rzeczami, czy posiadanie wszystkiego. O Twojej wartości, świadczy ten wewnętrzny blask dobroci, mądrości i miłości tej własnej, i tej odczuwanej do świata, który z Ciebie bije. Pielęgnuj ten blask i pamiętaj, że on już w Tobie mieszka od momentu stworzenia. Masz ten blask, to piękno, tę wartość .....oj masz!

Kocham Cię, Mama



poniedziałek, 16 marca 2015

W obronie poniedziałków


Ostatnio Pani Kornelia Pisarek - Błaczkowska, której blog bardzo lubię, w każdy poniedziałek zamieszcza wpisy, które mają za zadanie stanąć w obronie tego nielubianego przez wiele osób dnia tygodnia.

Postanowiłam się przyłączyć do tej akcji, i zachęcić wszystkich do tego by polubili ten niczemu niewinny dzień.

Warto obdarzyć poniedziałek cieplejszym uczuciem, choćby dlatego, że w każdym miesiącu mamy co najmniej 4 poniedziałki, a jak pomnożymy to przez wszystkie dni w roku, a potem przez lata, to wychodzi pokaźna suma dni. Szkoda by było, żeby były to dni przez nas nielubiane. Życie jest krótkie, poniedziałków w nim wiele, więc uczyńmy je szczęśliwymi.

Zapytasz Iduś jak to zrobić? Cóż zdradzę Ci kilka sprawdzonych sposobów.

Po pierwsze o poniedziałek warto się zatroszczyć wtedy gdy jest on jeszcze przyszłością, czyli u progu weekendu w piątek. Jak już Ci kiedyś pisałam Yoda w "Gwiezdnych wojnach" mawiał, że przyszłość jest w ciągłym ruchu jest wyborem teraźniejszości. Dlatego w piątek warto zatroszczyć się o poniedziałek planując dla siebie, dobry weekend, czyli taki, w którym będzie czas na odpoczynek, regenerację, oddanie się ulubionemu hobby, sen i ładowanie swojego akumulatora. Uwierz mi na słowo, że poniedziałki wielu ludzi byłby szczęśliwsze, gdyby spędzali oni dobre weekendy, wypełnione po brzegi tym co lubią najbardziej.

Po drugie warto zmienić nastawienie - czyli przestawić w swojej głowie myślenie "nie lubię poniedziałku" na myślenie "lubię cudowny, energetyczny początek tygodnia jakim jest poniedziałek".
Nie jest to najłatwiesze, w świecie, który zalewa nas pomysłami jak "świętować" nielubienie poniedziałków, ale jest to możliwe i wykonalne, dlatego warto spróbować. Można  na przykład wymyśleć sobie jakąć dobrą, pozytywną afirmację na temat poniedziałków, powiesić ją w widocznym miejscu, w domu i w pracy, tak by móc ją odczytywać i pomagać zmieniać program w naszej podświadomości.


Po trzecie poniedziałek można zacząć lubić w działaniu. Jak to zrobić?
Warto zaplanować go tak by było w nim możliwie jak najwięcej przyjemności. By było w nim miejsce na przerwę w pracy i jakiś pyszny, lubiany przez nas posiłek, na rozmowę choćby telefoniczną z kimś przez nas lubianym. Warto w swoich poniedziałkowych grafikach "wykroić" choć pół godziny na to co lubimy robić najbardziej i oddać się temu bez niepotrzebnych wyrzutów sumienia czy żalu, że trwa to tak krótko. Warto "uświetnić" poniedziałek i zadbać o jego jakość. Wzbogacić go o piękny kubek do picia kawy, o wygodny, lubiany przez nas strój, w którym czujemy się pięknie,o łagodną, spokojną a jednocześnie energetyczną pobudkę, o uśmiech na twarzy i dobre słowo na ustach.


Po czwarte warto zrozumieć, że poniedziałek to część większej spójnej całości. 
Trzeba szczerze odpowiedzieć na pytanie czy lubimy siebie i czy dbamy o nas samych i o jakość naszej codzienności przez siedem dni  w tygodniu? 
Trzeba też odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie czy lubimy naszą codzienność, w tym tę poniedziałkową, a jeśli nie to znaleźć przyczynę i źródło tego nielubienia. 


Może przyczyną nielubienia poniedziałków i innych dni tygodnia, jest nasza praca? Może musimy się zatroszczyć by w naszym zawodowym życiu było nam wygodniej, milej, bardziej satysfakcjonująco? Uwierz mi Iduś, że zawsze mamy jakiś ruch, zawsze możemy coś zmienić. Wczoraj w sieci natknęłam się na cytat: "zacznij tu gdziej jesteś, użyj tego co masz, zrób to co możesz". Warto pamiętać, że nawet w sytuacji gdy nie możemy zmienić pracy, możemy zrobić coś dla siebie w tej starej co uczyni ją milszą. Czasem wystarczy malinowy sok i jakaś pyszna kawa, pita w ładnym kubku, albo upiększenie swojego miejsca pracy by było nam po prostu tam lepiej.

Może przyczyną nielubienia  poniedziałków, nie jest kwestia pracy, a kwestia dojazdów do niej, korków i innych związanych z tym uciążliwości. Na to też są sposoby i to nie tylko tak radykalne jak przeprowadzka, czasem odpowiednia płyta z muzyką w aucie, lub audiobook, czy książka do czytania w autobusie czynią prawdziwe cuda.

A może przyczyna nielubienia poniedziałków, tkwi w złym zarządzaniu sobą w czasie, które sprawia, że jesteśmy przeciążeni, przygnieceni wszystkimi obowiązkami i nie wiemy jak nad nimi zapanować. Na to też są sposoby - książek, kursów i warsztatów, które pomogą nam sobie radzić z tym zagadnieniem jest mnóstwo, wystarczy chcieć po nie sięgnąć.

A może nie lubimy poniedziałków, bo ogólnie mamy problem z pozytywnym nastawieniem. Może mamy w podświadomości "wgrany" program narzekania, nielubienia, niechcenia. To też można a nawet trzeba zmienić. Bo życie jest zbyt cenne, wspaniałe i cudowne, by przeżyć je bez uśmiechu i zachwytu.

Nie lubisz poniedziałków? Spróbuj znaleźć przyczyny tego stanu i zmień to czym prędzej, bo w ciągu roku liczba poniedziałków jest sporo, szkoda by było marnować je na zły humor. Każdy dzień naszego życia zasługuje na to by uczynić z niego piękne, wspomnienie do którego będzie chciało się wracać. Dlatego apeluję, zachęcam i motywuję POLUBMY NASZE PONIEDZIAŁKI :) :)


Życzę Ci Iduś poniedziałków przeżytych ze słońcem w sercu, z uśmiechem w myśli, i z dobrym słowem na ustach.

Kocham Cię każdego dnia mocniej, Mama

sobota, 14 marca 2015

Bądź dobrym kibicem siebie a zdobędziesz mistrzostwo.




Dzisiaj Iduś, po bardzo długiej przerwie, uczestniczyłam w  zbiorowym kibicowaniu. Męska ekipa rodzinna zasiadła przed telewizorem oglądając skoki narciarskie. A ja kątem oka mogłam sobie poobserwować. I wiesz kiedy tak patrzyłam, doszłam do wniosku, że jeszcze fajniej byłoby na świecie, gdyby ludzie umieli być dobrymi kibicami dla samych siebie. Pomyśl ilu wtedy byłoby mistrzów. :)

Skąd taka refleksja?


Po pierwsze zauważyłam, że dobry kibic, wymaga od swojego faworyta mistrzostwa.


Po drugie chce on, by jego ulubiony zawodnik dał z siebie to co najlepsze.

Po trzecie taki dobry kibic, bardzo chce, by jego faworyt trenował, wzmacniając swoje atuty i zarazem pracując nad niedoskonałościami.

Po czwarte dobry kibic jest pełen entuzjazmu, pozytywnej energi i wiary w możliwości swojego ulubionego zawodnika do końca. 

Po piąte dobry kibic, nie opuszcza zawodnika, zwłaszcza wtedy gdy mu coś nie wychodzi, a jeśli krytykuje to tylko konstruktywnie wskazując drogi ku lepszemu wynikowi, no i oczywiście prosi by się nie poddawać i walczyć dalej o mistrzostwo, bo przecież jakieś medale do zdobycia są zawsze.

Po szóste dobry kibic jest wyrozumiały i łagodny, daje odpocząć, i rozumie, że nie da się być najlepszym w każdym sezonie, że czasem trzeba się starać być po prostu wystarczająco dobrym.

Czy nie cudowny byłby świat gdybyśmy byli dobrymi kibicami samych siebie 24 h na dobę, 365 dni w roku, tak do końca świata?

Pomyśl Iduś, jak wspaniale by było, gdybyśmy wymagali od siebie mistrzostwa w swoich rolach: dzieci, małżonków, rodziców, pracowników, przyjaciół, sąsiadów, pasażerów, uczniów, nauczycieli.

Pomyśl Kochanie jak byłoby wspaniale gdybyśmy dawali z siebie codziennie, to co w nas najlepsze sobie i innym ludziom.

Pomyśl Iduś, jak byłoby pięknie, gdybyśmy trenowali się w byciu dobrymi dziećmi, dobrymi partnerami, dobrymi rodzicami, dobrymi pracownikami, dobrymi szefami, dobrymi uczniami, dobrymi nauczycielami, po prostu w byciu dobrymi ludźmi. Gdybyśmy wzmacniali to co w nas najlepsze, równocześnie pracując nad tym w czym nam jest trudniej osiągnąć mistrzostwo.

Pomyśl Kochanie jak byłoby wspaniale, gdybyśmy każdego dnia witali coodzienność z entuzjazmem, pełni pozytywnej energi i wiary w to, że dzień będzie piękny.

Pomyśl Iduś jak cudowne byłoby życie gdybyśmy byli pełni miłości do siebie i innych a z niepowodzeń wyciągali zawsze jakieś konstruktywne wnioski.

Pomyśl Kochanie jak byłoby wspaniale, gdybyśmy byli dla siebie wyrozumiali, łagodni, dawali sobie odpocząć i wybaczali sobie fakt, że nie we wszystkim możemy być mistrzami, że możemy mieć swoje słabości, a mimo to jesteśmy wartościowymi ludźmi.

Pięknie by było prawda?

Taki świat jest na wyciągnięcie dłoni. Ja nie waham się po niego sięgać. Staram się być dla Siebie codziennie dobrym kibicem.

Ty też miej odwagę i bądź dobrym kibicem mistrzowskiej wersji siebie. Złotych medali jest pod dostatkiem, po prostu trzeba to dostrzec i mieć odwagę po nie sięgać.

Dopinguj siebie do sięgania po mistrzostwo.
Dawaj z siebie to co najlepsze.
Trenuj się w byciu najlepszą wersją siebie samej.
Bądź pełna entuzjazmu, pozytywnej energi i wiary.
Nigdy siebie nie opuszczaj, zwłaszcza wtedy gdy jest trudniej, bądź łagodna i wyrozumiała dla siebie i świata.
I wygrywaj w ten sposób piękne, szczęśliwe pełne spełnienia życie.

Kocham Cię, Mama

poniedziałek, 9 marca 2015

Wybieraj kolor swoich dni


Wczoraj Kochanie był 8 marca. Planowo mieliśmy być w Warszawie, ponieważ wygrałam bilet na Festiwal Szczęście na Głowie, który odbywał się dokładnie tego dnia. 

Już od dwóch tygodni bardzo cieszyłam się na to wydarzenie, wspaniali mówcy, cudowna idea, miał być to dla mnie taki wiosenny akumulator.

Plany, planami a życie jest życiem, i tak oto w piątek pojawił się u Ciebie sporadyczny kaszel, w sobotę miałaś gorączkę, i wizyta u lekarza, tylko potwierdziła moje obawy, że zaczynasz kolejną chorobę i o podróżach nie ma mowy.

I tu zaczyna się lekcja pod tytułem sama wybieraj kolor swoich dni.

Chcę Ci napisać, że pozytywnie zaskoczyłam samą siebię tym, bo nie marudziłam tak jak to by było kiedyś, na chorobę, na to, że nie mogę być w Warszawie tak jak zamierzałam, tylko wzięłam teraźniejszość z całym dobrodziejstwem jakie niosła.

Po pierwsze ucieszyłam się, że w miarę szybko zorientowałam się, że coś Ci dolega i że udało nam się umówić wizytę u Pani Doktor na tyle wcześnie, że unikneliśmy zapalenia oskrzeli.

Po drugie pomyślałam, że festiwal festiwalem, jeszcze niejeden i nie dwa mi się w życiu trafią a Ciebie mam tylko jedną, więc czy może być większe szczęście jak móc być z Toba wtedy kiedy mnie potrzebujesz i przynieść Ci troszkę ulgi w ten trudny czas.

Po trzecie postanowiłam, że na festiwalu czy nie, możemy tego dnia świetować szczęśliwość, więc mimo choroby pięknie nas ubrałam, Tata zadbał o świeże kwiaty, Dziadek o słodkości, Babcia o przepyszny obiad, wiosna o słońce i tak oto spędziliśmy uroczą, słoneczną, wiosenną i bardzo rodzinną niedzielę.

To była ważna lekcja, która potwierdziła tylko to o czym już kiedyś Ci pisałam, że plany warto mieć, ale przy tym wszystkim trzeba zachowywać pewną elatyczność myślenia, pogodę ducha i dystans do tego co życie nam przynosi.

Nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć. Nie na wszystko mamy wpływ. Z całą pewnością jednak możemy wpływać na siebie, na nasze myśli i odczucia.

Kiedyś na przykład Iduś potrafiłam stracić w dosłownym tego słowa znaczeniu cały dzień a nawet i dwa na smutek i złość, dlatego, że Ktoś powiedział mi coś niemiłego, albo dlatego, że fryzjer mnie obciął nie tak jak trzeba, albo dlatego, że ubrania nie leżały tak jak powinny, albo dlatego, że własne kompleksy raziły mnie bardziej w oczy niż zwykle. Pozwalałam całkiem zwykłym sprawom lub całkiem nieznaczącym dla mnie ludziom wyprowadzić się z równowagi. I tak w tej beznadziei trwałam.

Aż w końcu zdałam sobie sprawę, że o swoich uczuciach, swoich dniach, swoim szczęściu decyduje ja sama.

Teraz gdy zdarza się coś nieprzewidzianego co uniemożliwia mi zrealizowanie zamierzonych planów, po prostu staram się działać w obrębie tego co teraźniejszość przynosi. Jestem trochę jak kucharz, który zagląda do lodówki, sprawdza co w niej jest a potem się zastanawia co też pysznego z tych właśnie składników może przygotować.

Bo wiesz życie naprawdę jest pyszne i bardzo smakowite jak się je przyprawi radością, wdzięcznością i miłością.

Miałam do wyboru przeżyć wczorajszy dzień w wielkim nienasyceniu, spowodowanym nieobecnością na festiwalu, albo dosmaczyć go czymś pysznym i przeżyć radośnie.

Wybrałam to drugie, skorzystałam ze słońca, które świeciło pięknie, z kwiatów, które przyniósł dzień kobiet, z ciepełka Twojego ciałka wtulonego we mnie pod kocem, z pyszności, które ugotowała Babcia, z kosmetyków, dzięki którym wyczarowałam uroczy makijarz, ze słodkości, które dał nam Dziadek, i pogody ducha, którą przecież mam w sercu i wymalowałam sobie tym wszystkim piękny, kolorowy, zupełnie niepowtarzalny dzień, jeden z tych, które wspomina się z uśmiechem.

Namawiam Cię Iduś byś była dobrym kucharzem i wyczarowywała pyszne dni, w oparciu o składniki, które daje Ci życie.

Jest kilka sprawdzonych sposobów na pogodę ducha nawet w te bardziej szare dni.


Po pierwsze warto sprawnie poruszać się w świecie emocji. Umieć je rozpoznawać, nazywać i co więcej wiedzieć co je w nas wywołało. Wielu ludzi nie jest świadomym tego, że czasem złoszczą  się na kogoś, kto niczemu nie jest winien, bo ktoś inny był katalizatorem ich złości. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że świat jest tak samo piękny codziennie a to ich emocje sprawiają, że jednego dnia chodzą po ziemi jak uskrzydleni a innego wszystko ich drażni. Żyję się naprawdę o wiele łatwiej, kiedy o emocjach się coś nie coś wie i  jest się ich świadomym.

Po drugie warto mieć refleks i świadomość posiadanego wyboru, i włączać pauzę od razu kiedy czujemy, że zachowujemy się nie tak jak byśmy chcieli. Steven Covey proponował zabawę w małpę, która polegała na tym, że gdy któryś z członków jego rodziny się zagalopowywał w swych reakcjach, to inni udawali wówczas małpę, żeby mu przypomnieć, że przecież czlowiek może wybierać, że nie musi reagować w ten sposób. Każdy z nas może wymyśleć dla siebie jakiś znak stopu, który pomoże mu dawać ujście emocjom bez szkody dla niego i innych ludzi, musi tylko tego chcieć.

Po trzecie warto przestać mówić "jutro" a zacząć mówić "dzisiaj". Jutro jest sprzymierzeńcem stagnacji i nic nierobienia. Dziś jest najlepszym przyjacielem zmiany. Kiedy budzę się jakaś nieswoja, w niezbyt dobrym humorze, albo coś wywoła we mnie złość, nie czekam do jutra ze zmianą nastroju. Działam od razu. Szukam pomysłów na to, jak już dziś poprawić mój humor, a co za tym idzie mój dzień lepszym. To sprawia, że naprawdę coraz mniej mam straconych dni, których nie chciałabym wspominać.

Pamiętaj Iduś, że możesz nie mieć wpływu na wiele rzeczy, ale  na to co czujesz, a raczej  na to jak radzisz sobie z emocjami, na to jakim myślom pozwalasz krążyć w głowie, i na to czy przyprawiasz swoje dni uśmiechem masz wpływ zawsze.

Kocham Cię, mocno, Mama





piątek, 6 marca 2015

O dopieszczaniu siebie i miłości własnej ...



Dostałam Iduś pytanie od jednej z kobiet jak nauczyć się dopieszczać siebie i jak o siebie dbać, żeby wydobyć z nas piękno. Pomyślałam, że i Tobie ta wiedza się przyda, więc odpowiadam najlepiej jak potrafię.

1. By siebie dopieszczać, by o siebie dbać, by móc wydobyć z siebie piękno, trzeba najpierw siebie pokochać, lub przynajmniej polubić i to piękno umieć w sobie dostrzec. Dlatego punktem pierwszym na mojej liście jest praca nad poczuciem własnej wartości. Może się ona odbywać w różny sposób. Trzeba zacząć jednak od stanięcia w prawdzie i od odpowiedzenia sobie na pytanie czy siebie lubimy i co my tak naprawdę o sobie myślimy. Potem trzeba jeszcze znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego myślimy i czujemy w ten a nie w inny sposób. Gdy już to wiemy można się zabierać do właściwej pracy, która zaczyna się od "dokopania się" do swoich pozytywnych cech. Pani Iwona Majewska - Opiełka w swoich książkach pisze, iż osoba która ma dobre poczucie własnej wartości potrafi takich cech wymienić co najmniej 50. Warto więc sprawdzić jak jest z tym u nas. Szukając w sobie pozytywów, warto rozszerzyć pole widzenia i popatrzeć, i na ciało, i na ducha, i na emocje, i na intelekt, i na umiejętności, i na opinie życzliwych nam osóba, a nie ograniczać się do jednej sfery. Warto mieć taką listę, spoglądać na dane nam dary i je pomnażać. Oprócz tego by pracować nad swoim poczuciem własnej wartości można udać się na warsztaty, czytać książki inspirująco - motywujące, a nawet jeśli jest taka potrzeba skorzytać z pomocy psychologa, i udać się w tym celu na terapię. Dróg jest wiele, my tylko wybieramy ścieżkę dla nas najlepszą i podążamy wytrwale do obranego celu.

2. Drugi ważny aspekt dbania o siebie to troska o warunki w których wzrastamy. By móc wzrastać w miłości własnej, w zdrowym egoiźmie i dbać o siebie, trzeba mieć wokół siebie kochających, rozpieszczających nas i pozytywnie nastawionych do nas i do świata ludzi. Warto się zatem przyjrzeć jak wygląda świat wokół nas, jakim językiem mówią nasi bliscy. Czy są oni dla nas wsparciem, czy wręcz przeciwnie podcinają nasze skrzydła. Cudów nie ma nasionko choćby bardzo chciało, nie wzejdzie zimą i nie przebije się przez skutą lodem ziemię, dlatego warto sprawdzić czy środowisko w którym żyjemy jest dla nas sprzyjające i daje możliwości wzrostu.

3. Po trzecie jeśli już miłość własną, i zdolność rozpieszczania siebie zgubiliśmy gdzieś w drodze życia, to by ją odzyskać musimy uzbroić się w cierpliwość i systematycznie na to pracować każdego dnia, tak by w końcu cieszyć się odzyskaną miłością i dopieszczać się nawykowo. By wdrożyć się do tej pracy warto wykorzytać takie narzędzia jak kalendarz, pudełko przyjemności, dziennik wdzięczności, słoik dobrych wspomnień i karteczki z dobrymi afirmacjami, rozwieszone w domu w miejscach, których niesposób ominąć wzrokiem.

Kalendarz jest po to by w życiu zapanowała równowaga. Jeśli już go masz to przejrzyj go dokladnie i sprawdź czy jest w nim harmonia między obowiązkiem a przyjmnością, między dawaniem a braniem, czy masz w nim miejsce na siebie i ciszę. Jeśli nie zadabaj by tak właśnie się stało. W każdym dniu wygospodaruj czas dla siebie. Wykorzystuj go tak by móc zadbać zarówno o ciało, ducha, jak i emocje i intelekt. Są osoby, które mają mnóstwo czasu dla siebie, ale zapomnają patrzeć na swój rozwój całościowo. Nie jest potrzebna duża ilość czasu, potrzebna jest mądrość by wypełnić go tym co faktycznie nam służy, i tym czego w danym momencie potrzebujemy.

Pudełko przyjmności jest po to by skonfrontować się z samym sobą i odpowiedzieć sobie na pytanie co mnie naprawdę cieszy, co daje mi radość życia. Warto odpowiedzi na te pytania, karteczki z rozwiązaniami wrzucić do naszego pudełka przyjemności i raz w tygodniu losować jedną by sprawić sobie przyjemność i radość. Dla jednych radością będzie rower, dla innych rozmowa z przyjaciółką, dla jeszcze innych wizyta u kosmetyczki lub spacer. Wypełnij pudełko przyjemności po brzegi swoimi największymi radościami a potem po prostu losuj i wcielaj je w życie.

Dziennik wdzięczności jest po to by uświadomić nam, iż nawet jeśli jesteśmy na początku drogi do upragnionego celu, nawet jeśli jesteśmy w trudniejszym momencie życia, nawet jeśli wydaje nam się, iż mamy niewiele to tak naprawdę mamy bardzo dużo i mamy za co dziękować. Ja ostatnio każdego dnia staram się znaleźć chociaż 30 rzeczy, które dały mi tego dnia powód do radości. I wiesz Iduś czasem znajduję ich nawet dużo więcej. Dzięki mojemu dziennikowi, czuję się bardzo obfita w szczęście :).

Słoik dobrych wspomnień podpatrzyłam  na blogu u Pani Korneli Pisarek - Błaczkowskiej i uważam, że to cudowny sposób na to by przedłużyć życie małym codziennym radościom. Taki słoik motywuje by dbać o siebie  i swoje minutki życia, i wypełniać je tylko dobrymi wspomnieniami. 

A afirmacje są po to by w dopieszczaniu siebie i dbałości o nas samych zaczęła nam pomagać nasza podswiadomość. To, że nie umiemy siebie kochać czy o siebie dbać to także wynik tego, iż wpuściliśmy do niej dużo negatywnych informacji na swoj temat. Dbałość o siebie warto zaczynać od środka, a więc od wypełnienia po brzegi naszej podświadmości dobrym, pięknym słowem. W naszym domu dużo wisi takich pełnych miłości i dobrych zdań karteczek. Mama nadzieję Iduś, że podobnie jak ja je polubisz, i będą Ci pomocne w  budowaniu pozytywnego obrazu siebie i świata.

4. By dbać o siebie trzeba także umieć korzystać z magicznych słów o których pisałam Ci już wcześniej. Trzeba umieć mówić TAK, temu co dla nas dobre, trzeba umieć mówić NIE, temu co nam szkodzi, trzeba wreszcie umieć prosić, przepraszać i dziękować, bo dzięki tej magicznej trójce czynimy swoje życie lżejszym. Uczymy się przyjmować pomoc ze świata, uczymy się uwalniać od poczucia, że musimy być bezbłędni i nieomylni, i wreszcie uczymy się dostrzegać, że mamy tak naprawdę dużo rzeczy za które możemy być wdzięczni.

5. Warto też zrozumieć, że dbając o siebie i kochając siebie możemy dopiero prawdziwie zadbać o innych. Żeby się czymś dzielić kochanie, trzeba to najpierw mieć. Dlatego by obdarować  bliskich miłością najpierw zadbaj o siebie i miłość własną.

Dbałości o siebie można się nauczyć, miłość własną można odbudować ...trzeba po prostu się zdobyć na odwagę i powiedzieć TAK temu co dla nad dobre ... nie jest to znów takie trudne, kiedy człowiek uświadomi sobie, że w tym ciele, z tym sobą, ma tylko to życie, wtedy łatwiej zdobyć się na odwagę szczęśliwego życia w miłości.

Kocham Cię Iduś bardzo mocno, Mama

wtorek, 3 marca 2015

Francuskie lekcje - Polub to co masz :)




Niektórzy wciąż zastanawiają się co to jest "francuski szyk". Wiele kobiet dałoby wiele, by wyglądać, mówić, poruszać się jak francuskie boginie stylu a jeszcze więcej dałoby dużo za ich sylwetkę i promieniujące na milę piękno.

Co więcej istnieje w świadomości wielu kobiet zupełnie szkodliwy mit, że wszystkie Francuzki są szczupłe i mają idealne ciała. Chciałam się Iduś z tym mitem dziś rozprawić i zdradzić Ci w czym tkwi sekret tego francuskiego szyku.

Podczas mojego pobytu we Francji poznałam wiele różnych kobiet. Jedne miały bujne kształty i falujące biusty, jeszcze inne były szczuplutkie jak zapałki i miały urok chłopczycy. Jednych włosy były długie i kręcone, innych krótkie i proste. Jedne były kolorowe jak egzotyczne ptaki, inne szare jak gołębie, lecz równie piękne. 

Kiedy je obserwowałam zadawałam sobie pytanie co jest takiego we francuskich kobietach (francuskich mężczyznach zresztą też) co sprawia, że gdziekolwiek ich nie spotkasz wyczuwasz na milę ich narodowość i ten unikatowy francuski styl, dla którego znaczna część świata zwariowała. Zadawałam sobie też pytanie czym różni się Francuzka od Polki.

I kiedy tak się im bacznie przyglądałam zakiełkowała w mojej głowie myśl, że w dużej mierze to co sprawia, że Francuzi i Francuzki wydają się być stylowi i piękni to ich promieniujące na zewnątrz dobre poczucie własnej wartości oraz świadmość i akceptacja kim są i jakie są ich atuty.

Podczas popołudniowych herbatek ani jedna z moich francuskich znajomych nie narzekała na siebie, swoją sylwetkę, włosy czy cerę. Żadna też nie udawała kogoś kim nie jest, wszystkie  bez względu na typ urody były osadzone w swojej własnej kobiecości, i akceptowały zarówno jej ograniczenia jak i możliwości.

Każda poznana przeze mnie Francuzka doskonale wiedziała jak wydobyć z siebie swoją wewnętrzną kobiecość i jak podkreślić nią zewnętrzny urok. Francuzka pełna obfitości nie dążyła do tego, by stać się swoją koleżanką podobną do kruchej baletnicy i na odwrót krucha baletnica nie dążyła za wszelką cenę do wypełnienia siebie obfitością. Francuzka raczej nie próbuje na siłę zdobywać ciała z okładki, za to każdego dnia dokłada starań by czuć się wygodnie w swoim własnym ciele.

Francuskie kobiety wiedzą też, iż jest dużo więcej ciekawszych tematów do rozmowy niż np. cellulit czy zrzucanie wagi - o tym mogą porozmawiać ze swoją kosmetyczką czy dietetykiem (choć i co do tego nie mam pewności!), nie będą zaś na tego typu tematy trwonić czasu na kawie ze znajomymi.

Francuzki nigdy też nie mówią o sobie źle, naprawdę nigdy nie słyszałam, żeby jakaś Francuzka w towarzystwie opowiadała o tym w jak fatalnym stanie są ostatnio jej włosy.

Francuzki też jak nikt inny opanowały sztukę przyjmowania komplementów - na każdą pochlebną uwagę dotyczącą ich wyglądu odpowiadają po prostu "merci", nie próbują zaś wytłumaczyć rozmówcy, że jest w błędzie i tak naprawdę nie schudły dwa kilo tylko właśnie przytyły trzy.

Francuskie kobiety mają niebywałą świadmość tego, że o ich wartości nie stanowi jedynie ciało, ale to co definiuje  je całościowo to także dusza i intelekt.

Francuskie kobiety nie boksują się przez całe życie z tym co dała im natura, bo wiedzą, że życie to nie ring ani żaden egzamin tylko życie to dokładnie ta przemijająca minuta. Dlatego zamiast się kłócić ze swoimi ograniczeniami, dopieszczają wszystkie sfery w których kryją się ich największe możliwości. Pogodzone ze swoimi małymi wadami (któż ich nie ma) uwypuklają starannie to co w nich najlepsze i najpiękniejsze.

To dlatego właśnie kiedy mijasz Francuzkę nie pomyślisz o niej w kategoriach przeciętności, tylko do głowy przychodzi ci natychmiast myśl o jej niezwykłości, unikatowości i oryginalności.

To co Polki mogą zaczerpnąć od Francuzek i to co je może ubogacić to nie chuda sylwetka, czy moda, ale poczucie własnej wartości i duma z narodowości.

Odrób tę francuską lekcję Iduś, ciesz się z tego co posiadasz, czuj się wygodnie w swoim ciele i dopieszczaj całą siebie tym co dobre a piękno w każdym wymiarze, i tym duchowym, i intelektualnym, i cielesnym będzie zawsze Twoim udziałem.

Dla mnie jesteś idealna, za każdym razem kiedy na Ciebie patrzę, moje oczy są pelne zachwytu,

kocham Cię Mama.