wtorek, 26 sierpnia 2014

plus czy minus, czyli rzecz o tym, że nie ważny jest znak emocji i uczuć, ważne jest co z nimi zrobisz....


Nie wiem Iduś czy kiedyś ich doświadczysz, ale jeśli tak to chciałam Ci napisać jak się z nimi obchodzić, by były dla Ciebie źródłem inspiracji a nie zmartwienia i niemocy. A mówię tu o uczuciach tzw. negatywnych. Choć moim zdaniem uczucia nie są negatywne, są mniej lub bardziej dla nas przyjemne i owszem mogą doprowadzić do negatywnych lub pozytywnych skutków, ale same w sobie, moim zdaniem oczywiście, mają ładunek przyjemnościowy lub nie, po prostu. 

Skąd taki wniosek? Otóż na przestrzeni lat zdarzało mi się obserwować ludzi, którzy odczuwali tzw. uczucia "pozytywne" np. miłość, ale robili z tego fatalny w skutkach użytek, jak również zdarzało mi się widzieć tych, którzy czuli tzw. "negatywną" zazdrość i dzięki samoświadomości i głębokiemu wglądowi w świat swoich emocji i myśli, przekłuli to na bardzo pozytywne działanie. 

Zatem dla mnie  np. zazdrość to uczucie, nie negatywne a nieprzyjemne, które bez samoświadmości i wglądu  w siebie faktycznie może w życiu nabalaganić. Jednak przy spokojnej ocenie sytuacji i głębokiej refleksji zazdrość, może być także inspiracją do zmiany lub pozytywnego działania.

Po pierwsze by uczucia także te nieprzyjemne wykorzystać w życiu ku zmianie na lepsze, trzeba je zidentyfikować. A więc trzeba mieć świadomość, że to co czuję, to co myślę, to jeszcze nie ja, i trzeba się temu uważnie na co dzień przyglądać i nazywać. Spytasz jak to, to co myślę i czuję to nie ja? A tak właśnie Kochanie, wszak masło jest ze śmietany a śmietaną nie jest i nikt co do tego wątpliwości nie ma. I nie ważne jest czy jest ono smaczne czy nie ważne jest to czy Ty je zjesz. Tak samo jest z naszymi uczuciami i myślami, ona są częściami składowymi nas, ale nami nie są, choć nieustannie nam towarzyszą. I to czy są przyjemne czy nie to sprawa drugorzędna, znacznie ważniejsze jest to co Ty z nimi zrobisz.

Dlatego by dobrze sobie radzić ze swoimi uczuciami i wyrażać je w taki sposób jak tego chcemy, jak również wykorzystywać je dokładnie do takich działań jak potrzebujemy, po pierwsze musimy wiedzieć, że one w nas są, ale nie są nami, i to one od nas zależą a nie odwrotnie. Po drugie musimy się im przyglądać, nauczyć się je rozpoznawać i nazywać.

Kiedy już wiesz, że uczucie to nie Ty, wiesz jaki ma ładunek emocjonalny, jaka jest jego siła i potrafisz je skatalogować w swoim słowniku, to jest to pierwszy krok do tego, by je wyrazić tak jak tego pragniesz, i zrobić z niego użytek taki jakiego potrzebujesz.

Praktyczny przykład:

Jeżeli czujesz o coś/kogoś  np. zazdrość. To możesz po pierwsze uświadomić sobie, że ta "zazdrość" nie jest Tobą, ale jest Twoja i nie ma na nią wpływu człowiek, ktorego rzeczy lub inne atrybuty są przedmiotem Twojej zazdrości. Ja zawsze w takiej chwili chcąc wyzbyć się nieprzyjemnych emocji z tym związanych wypuszczam w świat jakąś dobrą myśl do tego Kogoś, wszak nie On zawinił, więc siebie staram uwolnić od nieprzyjemnego "nielubienia" danej osoby a ją od mojej złej energii. Potem odpowiadam sobie na pytanie czego/kogo zazdroszczę, bo Ono jest kluczem do wiedzy o moich pragnieniach i potrzebach. Kiedy już to wiem, zamiast trwonić czas na bezproduktywne plotkowanie o danej osobie, użalanie się nad sobą i wysyłanie pretensji do świata, skupiam się na swoich pragnieniach i myślę nad strategiami ich realizcji, na takim poziomie na jakim mogę to zrobić już teraz.

Kiedy tak postępuję z nieprzyjemną dla mnie zazdrością, skutkuje to tym, że coraz mniej jest jej w moim życiu, a coraz więcej spełnienia.

Dlatego wsłuchuj się w siebie Kochanie, nazywaj wszystkie uczucia, także te, które są Ci przykre i pomyśl jaką niosą one dla Ciebie lekcje a potem pilnie ją odrób. I pamietaj, że to Ty masz we wladaniu emocje i mysli a nie one Ciebie. Dlatego korzystaj umiejętnie z tej możliwości bycia liderem własnego Ja i kieruj nim w takim kierunku w jakim pragniesz iść.

Kocham Cię mocno, Mama

czwartek, 21 sierpnia 2014

lekcja przyrody...:)



Gdybym miała odpowiedzieć skąd czerpię największą wiedzę o życiu i prawach nim rządzących, to powiedziałbym, że z obserwacji przyrody. Bo w naturze nie da się nic oszukać, rządzą tam prawa naturalne, których nie sposób modyfikować. Zatem dzisiaj Iduś będzie mała lekcja przyrody :).

Wystarczy pobyć chwilę w jakimś gospodarstwie, albo z uwagą posłuchać rolnika, żeby się dowiedzieć bardzo ważnej prawdy, która brzmi: "co posiejesz to zbierzesz". Takie proste a w codziennym życiu nastręcza tylu trudności. Wielu ludzi, ja też kiedyś wśród nich byłam, jest czasem bardzo zdziwiona, że np. jedząc hamburgery nie ma szczupłej sylwetki, nie uprawiając sportu nie ma kondycji, nie czytając nie ma wiedzy, nie będąc otwartym nie ma przyjaciół itd. A przecież to takie proste zawsze zbierasz to co posiałeś. Z nasion marchewki, buraków nie będzie :). Nie ma więc innej rady jak zastanowić się nad tym jakich owoców oczekujemy a potem przeanalizować co musimy zrobić by tak się stało.

Rozmawiając z rolnikiem, sadownikiem i ogrodnikiem lub uprawiając choćby rośliny balkonowe dowiemy się jeszcze jednej mądrej rzeczy: owoców nie widać od razu, bo rozwój wymaga czasu, cierpliwości i pracy. Niestety ludzie zatracając kontakt z naturą, pozbawiają się również jej mądrości i w kulturze instant chcą mieć wszystko od razu, szybko, natychmiast. Tymczasem od nasionka do rośliny, czasem upływają miesiące a czasem lata i długo długo owoc naszych starań jest niewidzialny, pod ziemią, nim zachwyci swoją urodą albo smakiem. Morał z tego taki, że jesli chcesz zmiany to pracuj cierpliwie i rzetelnie a owoce w końcu się pojawią.

Patrząc na rośliny dowiemy się także co nieco o tym, że każdy do rozwoju potrzebuje innych warunków, bo nie dla każdego to samo jest sprzyjające. Storczyka zbyt małą ilością światła i zbyt dużą ilością wody można z powodzeniem zmarnować, a inne rośliny za takie warunki byłyby wdzięczne. Dlatego by się rozwijać i wzrastać trzeba poznać siebie i swoje potrzeby a nie ślepo naśladować kogoś innego. To, że dla mojej koleżanki basen jest wspaniałym źródłem zgrabnej sylwetki i zdrowego ciała, nie znaczy, że będzie nim dla mnie. To, że dla kogoś posiadanie własnej firmy lub wolnego zawodu jest najbardziej przyjemnościową formą zarabiania na życie, nie znaczy, że mnie uszczęśliwi. Trzeba wsłuchać się w siebie i znaleźć optymalne warunki dla zadbania o swój rozwój w każdym wymiarze tego słowa.

Lekcje przyrodniczą dał mi kiedyś także nasz zaprzyjaźniony Ksiądz Rafał. Było to w czasach kiedy ubolewałam nad własną samotnością i brakiem perspektyw w zakresie satysfakcjonującego życia osobistego. Otóż powiedział mi on wtedy, że nie chodzi się zbierać jabłek do lasu :). Czyż to nie mądre i prawdziwe córeczko? Spotkanie fajnego mężczyzny na babskich spotkaniach lub we własnym mieszkaniu jest raczej małoprawdopodobne, czyż nie? :)

Warto też poprzyglądać się ptakom kochanie, one co roku nam pokazują, że czasem by przetrwać trzeba migrować i zmieniać klimat. Czlowiek powinien brać z nich przykład i nie trwać w niesprzyjającym środowisku bez końca tylko czasem ruszyć w świat w poszukiwaniu innych ludzi, innego krajobrazu, innego pokarmu niż ten, którego dostarcza sobie na co dzień.

Uwielbiam też patrzeć na zmieniające się pory roku, one pokazują najlepiej, że zmiany są nieuniknione, ale i zarazem potrzebne i piękne. Pokazują także to, że piękno nie jest jednowymiarowe, zachwyca wszak zarówno cisza i biel zimy jak i zgiełk i kolory lata. Tak samo jest z ludźmi, każdy z nas ma to niepowtarzalne coś co czyni go pięknym i potrzebnym dla świata. Trzeba tylko rozpoznać swój potencjał i z niego korzystać.

I lubię jeszcze burze i deszcze, zwłaszcza po fali radosnych słonecznych dni. One uczą mnie pokory, tego, że wszystko mija a zarazem wszystko ma swój czas. I choć to trywialne to lubię cytat z piosenki Budki Suflera "a po nocy przychodzi dzień a po  burzy spokój...". Wielkie tragedie czasem mają miejsce, kiedy ludzie o tym zapominają i tracą nadzieję.

I lubię patrzeć na rzeczy bezkresne i maleńkie, bo one uczą, że czasem by coś zobaczyć trzeba spojrzeć z bardzo bliska a czasem z bardzo daleka.

Tyle mądrości jest w naturze i tyle wiedzy. Wystarczy otworzyć szeroko oczy i patrzeć...np. taka gąsiennica przemieniająca się w motyla.....ech długo by pisać Kochanie.

Nie mogę się doczekać rozmów z Tobą i Twoich przyrodniczych lekcji dla mnie.

Bardzo jestem ich ciekawa, kocham Cię Mama

o wychowaniu...a raczej o tym jak dojść do siebie:)


Dziś czytałam książkę, "Dziecko z bliska" Agnieszki Stein. Bardzo, ale to bardzo polecam Ci tę lekturę nie tylko w kontekście wychowania dzieci, ale w ogóle budowania relacji z innymi. Natknęłam się tam na mądre zdanie, które mówi, iż "wychowanie zaczyna się nie od stawiania granic, ale od zauważenia granic dziecka". Myślę, że można je spokojnie zmodyfikować tak, iż relacja z samym sobą i z innymi zaczyna się od zauważenia swojego Ja, samoświadomości siebie, własnych potrzeb, emocji, tego co w sobie kochamy i tego co nas w sobie uwiera. Taka samoświadomość to pierwszy krok do zmiany na lepsze zarówno w relacji ze sobą jak i ze światem. Bo, żeby dobrze było i nam i innym z nami potrzebne jest poznanie, ale by inni wiedzeli kim jesteśmy i odpowiedzieli sobie na pytanie czy z nami im po drodze, najpierw na pytanie o tożsamość musimy odpowiedzieć sobie sami, co więcej my także musimy wiedzieć z kim chcemy kroczyć.

Niestety często już w dzieciństwie, sporo rodziców, buduje tożsamość swoich dzieci na zasadzie wyznaczania im granic, zakazów i powinności. Zamiast uczyć ich odpowiadania na pytania: czego pragniesz, czego potrzebujesz, co lubisz, czego się boisz, jak znajdziesz w sobie odwagę, czemu tak a nie inaczej wyrażasz swoją miłość/złość, dorośli uczą dzieci jak zdać w teście posłuszeństwa, czyli wtłaczają im do głowy rozwiąznia zagadek pod tytułem: co powinnaś, co musisz, czego nie możesz, co jest Twoim obowiązkiem, co Ci wypada i co najważniejsze uczą jak spelnić oczekiwania innych, nie swoje.

Codziennie Iduś próbuję się w wychowywaniu Cię do szczęścia, miłości i wolności. Codziennie bacznie śledzę czy radosne ogniki w Twoich oczach nie gasną czasem przez mnie i czy nie obciążam Cię swoimi frustracjami i trudnymi emocjami. Codziennie rano budzę się z postanowieniem bycia uważną, zasłuchaną w swoje dziecko i jego potrzeby mamą. Codziennie gryzę się przynajmniej kilka razy w język kiedy wkrada się na niego nawykowe i powtarzane przez całe pokolenia "nie wolno". Jednak gdyby mi nie wyszło, gdybym poległa na całej linii jako Matka, gdybym zawiodła Siebie i Ciebie zarazem, to chcę Ci na wszelki wypadek powiedzieć, że nie żyjesz po to być grzeczną i posłuszną. Zyjesz po to by być szczęśliwą, wolną, spełnioną  po swojemu a tym samym nieść szczęście, wolność i spełnienie światu.

Jest taka skandynawska książka dla dzieci pod tytułem "Grzeczna" o dziewczynce, która była tak posłuszna, że przestało ją być widać, po prostu zniknęła. Stała się więźniem własnej grzeczności. 

Nikt nie powinnien ukrywać się w sobie, za kratami powinności. Jestem pewna, że w takim więzieniu nie rodzi się nic dobrego, nie powstają żadne piękne myśli, nie ma tam kojącej ciszy, tylko każdego dnia rośnie tam przeraźliwy krzyk, złość, frustracja, które gdy w końcu znajdą ujście zaleją jadem i uwięzioną osobę i świat dookoła niej. 

Dlatego jeśli poniosę klęskę i zbuduję wokół Ciebie kraty to je zburz. Jeśli przyjdzie Ci do głowy samej się za kratami uwięzić to odnajdź ten list, przeczytaj go a potem  porzuć ten pomysł i zamiast krat i tworzenia sobie więzienia z powinności spróbuj stworzyć Szczęśliwą, Wolną i Spełnioną Siebie!!!! Wiem, że to drugie jest trudniejsze, wiem, wiem w końcu praktykuje to na co dzień. Ale trudne, to nie to samo co gorsze. Ptysie, torty bezowe i inne pyszne wypieki są czasochłonne i trudne do wykonania, ale za to jak smakują, prawda?

Odwagi Kochanie do bycia nie grzeczną a dobrą dla Siebie i Świata, do bycia nie posłuszną wobec innych a żyjącą w zgodzie z własnymi pragnieniami, do mówienia sobie i światu nie muszę a chcę.


Uwierz mi ludzie i świat lubią tych o których wiedzą  Kim są naprawdę.

Zatem bądź Prawdziwa i dla Siebie i dla Świata. Pokaż gdzie są Twoje granice, żeby obok Ktoś się mógł zacząć. :)


Kocham Cię, próbująca się w byciu dobrą Mamą, Mama

środa, 13 sierpnia 2014

ćwicz zmysły i poznawaj uważniej Siebie i Świat....


Chciałabym Iduś zachęcić Cię do wspaniałej zabawy, która może Ci pomóc w pełnym odczuwaniu Siebie i Świata a także nauczyć Cię uważnego byciu tu i teraz.

Zabawa ta przyszła mi do głowy podczas naszych wspólnych spacerów na których uczę Siebie i Ciebie doświadczania rzeczywistości i pokazuje Ci świat.

Zachęcam Cię byś spróbowała jej także jak będziesz duża.

Zasady są proste. 

Każdy z dni tygodnia poświęcasz innemu zmysłowi. Np. w poniedziałek starasz się bardzo uważnie w siebie i w świat wsłuchiwać. Dlatego cokolwiek robisz, gdziekolwiek jesteś ucho ma być Twoim przewodnikiem. Możesz być zdumiona, jak wiele nowości wówczas usłyszysz i jak wiele odgłosów do tej pory nie zauważałaś. Ja na przykład podczas takich ćwiczeń, bardzo intensywnie słyszę odgłosy natury: owady, zwierzęta, szum wiatru i liści, kapanie kropel deszczu. Wyraźnie też słyszę człowieka i jego twory takie jak samochody, wiertarki, kosiarki czy zwykłe burczenie w brzuchu. 

Innym razem włączasz w trening uważności swój węch i podczas całego dnia skupiasz się na otaczających zapachach. Zadziwiające jest to jak dużo bodźców węchowych dociera do Nas podczas takiego ćwiczenia. Z nikąd przychodzi wówczas aromat obiadu gotowanego przez sąsiada, zapach naszych balkonowych kwiatów czy pitego właśnie soku. Pachnie nam nawet powietrze i my sami zyskujemy zapach.

Warto wyostrzyć też swój wzrok. Uważniej używać oczu. Ja podczas takiej zabawy byłam zdziwiona pozytywnie jak drzewa i krzewy wyłaniają się z zielonej masy, zyskują odcienie, kształty, gatunek, wysokość itd. Niesamowite ile szczegółów pomijamy śpiesząc się i patrząc pobieżnie.

Trzeba też właczyć do zmysłowej gry nasz smak i z zawiązanymi oczami popróbować różnych łakoci, intensywność zwykłej marchewki  czy jabłka może być wówczas dla nas prawdziwym objawieniem. Docenimy dzięki temu smak prostych posiłków i umiar, bo w przepychu gubimy szczegóły.

Tak samo postępujemy z dotykiem i czuciem głębokim. Niesamowite jest jak inaczej "wygląda" znana nam osoba kiedy  "oglądamy" ją dłońmi a nie tradycyjnie wzrokiem. 

Przejście się po mieszkaniu korzystając tylko z czucia i wrażeń płynących z ruchu to dopiero zabawa :).

Na koniec warto znów złączyć się w jedną całość i na nieśpiesznym spacerze spróbować świadomie i uważnie poznawać siebie i świat każdym ze zmysłów jednocześnie.

To naprawda pięknie wycisza, uczy uważności i pomaga być tu i teraz.

Polecam Ci bardzo spróbować.

Świat i my jesteśmy piękni i wielowymiarowi, musimy sobie tylko pozwolić to poczuć.


Kocham Cię, Mama

wtorek, 12 sierpnia 2014

język wolności ....


Dziś Iduś napiszę Ci o ważnej dla mnie rzeczy, którą zajmuję się obecnie, czyli pracą nad świadomym używaniem języka. Nawet Twój Tato zauważył moje wysiłki i życzliwie się uśmiecha, kiedy zamieniam nawykowe "muszę" na "chcę" i zmieniam język przymusu na język wolności :).

Pisałam Ci już, że język ma ogromne znaczenie w naszym życiu i bardzo realnie wpływa na naszą rzeczywistość. Dziś chciałam Ci napisać o tym, że każdy z nas używa języka nawykowo, tzn. w swoją podświadmość mamy wdrukowane pewne słowa, zwroty a nawet całe zdania, które w ciągu naszego życia ustawicznie powtarzamy. Łatwo wychwycić te nawyki, gdy są to błędy niezgodne z poprawną polszczyzną albo regionalizmy. Wówczas wystarczy kontakt z purystą językowym lub wyjazd do innego miasta, by przekonać się, że można a nawet czasem trzeba mówić inaczej. Trudniej jednak wychwycić nasze "złe" i "niszczące"  nawyki językowe, gdy są to poprawne okiem społecznym kontrukcje a jedynie nam wyrządzają one szkodę. Dlatego zachęcam Ciebie i innych do "posłuchania" siebie uchem postronnego słuchacza i wychwycenia takich zniewalających nawykowych zwrotów, bo to początek pracy by je wykorzenić i zbudować swój słownik na nowo.

Jak zwykle posłużę się przykładem, tym razem swoim własnym. W miarę jak namnożyło mi się różnych zadań, w moich wypowiedziach zauważyłam niebezpiecznie dużo słowa "muszę". Bardzo swobodnie i nawykowo, go używałam. Co więcej "przyczepiło" się ono nawet do czynności, które kocham takich jak gotowanie, ćwiczenia fizyczne czy relaksujące spacery. Mowiłam:

Muszę uprasować.

Muszę ugotować obiad.

Muszę jeszcze zrobić pilates.

Muszę odkurzyć.

Muszę wyjść na spacer.

W chwilach ewidentnego zmęczenia padało nawet pamiętne dla mnie "Muszę jeszcze wziąć prysznic".

W pewnym momencie stwierdziłam, że czuję się jak więzień moich "muszę", i jeśli zaraz nie zrewiduje swojego słownika to oszaleje za tymi kratami. I tak oto zamiast muszę pojawiło się uwalniające "chcę"i "wybieram".

Obecnie:

Chcę uprasować nasze rzeczy, byśmy wyglądali schludnie i komfortowo.

Chcę ugotować obiad, by zjeść zdrowy, prosty i pożywny posiłek.

Wybieram poświęcić czas na gimnastykę, by poczuć się lepiej w swoim ciele i zadbać o zdrowie.

Chcę odkurzyć, by w naszym domu było czysto, i by żyło sie przyjemnie.

Wybieram wyjście na spacer zamiast siedzenia w domu po to by zadbać o ciało, ducha i emocje jednocześnie.

Chcę wziąć prysznic po to by się chwilę zrelaksować, zmyć z siebie zmęczenie i poczuć się dobrze w swoim ciele.

Nie uwierzysz Iduś, ale zmiana "muszę" na "chcę" i "wybieram" sprawiła, że mam dwa razy więcej energii i entuzjazmu, więcej czynności dnia codziennego jestem w stanie wykonać, i do tego nawet podczas wykonywania prac uciążliwych mam ogromne poczucie wolności.

Według badań psychologicznych poczucie kontroli i możliwości wyboru, decyzji pozytywnie wpływa na nasze zdrowie a nie tylko na  poziom zadowolenia z życia. (eksperyment naturalny Ellen Langer i Judith Rodhin, 1976 r.)

W USA w domu pomocy społecznej przeprowadzono badanie, grupa badawcza mogła wybrać czy chce  dostać i zajmować się rośliną doniczkową, grupa kontrolna dostała ją z tzw. przydziału. Wynik: grupa, która mogła decydować sama miała większy stopień zadowolenia z życia. No i jeszcze prawdziwy hit: półtora roku później liczba zgonów w grupie której dano wybór wynosiła 15% podczas gdy w grupie kontrolnej 30% a więc dwukrotnie więcej.

Wniosek: warto w życiu mieć możliwość wyboru a to zaczyna się już na poziomie myśli i języka. 

Zatem do dzieła, walczmy o wolnościowe nawyki już w myśli i mowie.

Niech w Twoich wypowiedziach Iduś, będzie jak najwięcej "chcę' i "wybieram", oraz innych inspirujących do podjęcia odpowiedzialności za swoje życie słów.

Bo wolność i wybór to także konsekwencje i odpowiedzialność, ale o tym napiszę Ci innym razem :)

Kocham Cię Mocno, Mama

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

w świecie marzeń c.d....:)


Pisałam już Iduś na temat wizji. Wrócę jednak do tego tematu, bo nie do końca go wyczerpałam. Uważam, że wizja  jest  bardzo ważna w życiu, i bez niej funkcjonuje się źle, i niejako płynie się z prądem, nie podejmując działań w celu ustalenia celu podróży. 

Jednak jak już wspominałam w wizji bardzo ważna jest precyzja, czyli odpowiedź na pytania: jaki mam cel i dlaczego właściwie właśnie taki, co mnie motywuje do jego zdobycia oraz kiedy i jak tak właściwie chcę go osiągnąć. To bardzo ważne pytania i bez znajomości odpowiedzi na nie wizja jest tylko niewyraźnym zarysem i jakąś marą. Pytania te nie są jednak ważne tylko z punktu widzenia naszej przyszłości. Dzięki nim możemy metodą małych kroczków wprowdzać naszą wizję w nasze dzisiaj i żyć szczęśliwie od razu.

Jak zwykle odwołam się do praktycznego przykładu, żebyś Iduś mogła lepiej zrozumieć co autor miał na myśli :).

Odpowiedź na pytanie czego chcę jest ważna, dlatego, że znając ją możemy zacząć sięgać po swoje pragnienia. Świadomość naszego celu, może sprawić, iż inaczej zaczniemy zarządzać sobą w czasie teraźniejszym, i skoncentrujemy działania na innych polach. Np. Ktoś chce mieć więcej czasu dla siebie i rodziny, by umacniać rodzinne więzi. To jego cel. Tymczasem jego obecna sytuacja wygląda tak, iż 80% swojego czasu spędza on w pracy a 20% w internecie a na rodzinę nie ma tam miejsca. Świadmość tego, iż taki stan rzeczy oddala go od celu, może go skłonić do przeorganizowania metodą małych kroków swojej teraźniejszości. Być może praca pochłania go za bardzo i szefowie wcale nie wymagają od niego takiego przesadnego zaangażowania. Być może można wcześniej się kłaść spać i wcześniej wstawać, po to by spędzić więcej czasu z członkami całej rodziny. Być może swoją obecność w wirtualnym świecie można sprowadzić do dwóch sesji po pół godziny, co w znacznym stopniu "wydłuży nam dobę". Jest wiele dróg by osiągnąć swój cel, jednak najpierw trzeba wiedzieć co nim jest.

Odpowiedź na drugie pytanie: dlaczego chcę coś osiagnąć, jest pytaniem kluczowym dla naszej motywacji, bez której próby osiągania celu zawsze będą kończyć się niepowodzeniem. W dlaczego zawarta jest także alternatywna droga do celu, dzięki której mogę zaspokoić tę samą potrzebę inaczej. 

 W praktyce odwołam się znowu do przykładu potrzeby posiadania czasu dla siebie i rodziny. Jeśli ktoś chce osiagnąć ten cel, bo to go uszczęśliwi i zacieśni jego rodzinne więzi - to będzie miał on dużą motywację do przeorgaznizowania swojego kalendarza, tak by odpowiednią ilość czasu znaleźć. Natomiast jeśli odpowiedź brzmi: "bo Żona/Mąż mnie o to prosi", z motywacją może być już różnie, bo nie jest ona wewnętrzna i jej siła będzie zależała od stopnia zaangażowania w relację z daną osobą.

Jeśli zaś chodzi o kwestię alternatywnej drogi, to posłużę  się przykładem osób będących na diecie i uczęszczających na siłownie w celu zgubienia nadprogramowych kilogramów. Ich celem jest zgubienie wagi, ale dlaczego to robią? Jeśli odpowiedź brzmi bo chcą poczuć się lepiej w swoim ciele, to po pierwsze cel ten jest osiągalny już dziś, poprzez masaże, dbanie o wygląd zewnętrzny itd. Po drugie jest alternatywna droga do jego osiągnięcia niż np. wspomniana siłownia, której mogą nie lubić. Ponieważ zdrowe, szczupłe ciało można również uzyskać poprzez jazdę na rowerze, spacery, pływanie itd. Stąd ważne jest bardzo uściślanie naszych marzeń :)

Wracając zaś do motywacji jeśli jest wewnętrza i wypływa z naszych głębokich potrzeb dużo łatwiej będzie nam osiągnąć cel. 

Wspominałam też, że żeby marzenia stały się osiągalnymi celami ważna jest strategia. By była ona skuteczna, mam pewną radę Iduś, która u mnie się zawsze sprawdza. Otóż czasem ja Twoja Mama miewam całkiem duuuuże marzenia. Wielkość marzeń może przytłoczyć i odstraszyć, zwłaszcza jak nie ma się aktualnie zasobów do ich realizacji, uwierz mi Córciu na słowo. Jednak i na to jest pewien sposób. Mianowicie można nasze duże marzenie podzielić na mniejsze odcinki i wyznaczyć sobie datę ich realizacji. To bardzo pomaga, bo po pierwsze rozmach przedsięwzięcia już nie powala na łopatki, po drugie do wykonania tych mniejszych kroczków zasoby przeważnie już mamy, a po trzecie te małe kroczki nieuchronnie ku naszej radości prowadzą do zrealizowania naszego wielkiego marzenia. 

Przykładem może być tu np. ktoś kto marzy o wydaniu książki. Gdy nie ma się nawet jednej zapisanej strony ani żadnych wydawniczych kontaktów takie marzenie może nieźle przestraszyć, co sprawia, że łatwo zamieść je pod dywan. Jeśli jednak marzenie podzieli się na mniejsze odcinki typu: prowadzenie pamiętnika, pisanie bloga, pisanie bajek dla dzieci swoich lub znajomych lub listów z podróży, uczestnictwo w warsztatach literackich itp., i ustali się jakieś terminy ich realizacji, to nasze małe kroki spowodują, że nim się obejrzymy będziemy mieli gotowy materiał na książkę a wtedy nawet brak wydawniczych kontaktów nie będzie już tak przerażający. :)

Zatem moja rada Córeczko, kiedy marzysz zawsze pytaj siebie:

o czym, 

dlaczego,

co Cię do tego motywuje,

oraz jak możesz to osiągnąć?


A gdy przy swoim marzeniu wydajesz się sobie mała, pamiętaj o tym, że zawsze możesz je podzielić na mniejsze cząstki, przy których jesteś prawdziwie sprawcza i mocna.

A i jeszcze jedno, nie zapominaj, że w drodze ku spełnionym marzeniom nie trzeba zmierzać samotnie, zawsze znajdą się ludzie, którzy chętnie pomogą, choćby ja Twoja Mama.

Kocham Cię Iduś ogromnie, buziaki śle, Mama

niedziela, 3 sierpnia 2014

Głowa pełna marzeń, czyli rzecz o tym, że wizję mieć trzeba, ale nie można być do niej sztywno przywiązanym...


Na dzisiejszym spacerze dotarła do  mnie bardzo ważna prawda dotycząca planów,wizji i marzeń. Jadąc z Tobą Iduś wózkiem, mijałam siedzące na tarasach rodziny. Wszyscy leniwie popijali kawę, czytali lub rozmawiali. W mojej głowie też jest wizja takich leniwych niedzielnych poranków. Zapytałam więc samą siebie czy to, że teraz wyglądają one troszkę inaczej przeczy mojej szczęśliwości w chwili obecnej. Moja odpowiedź brzmiała: nie. Bo w mojej wizji niedzielnych poranków, nie jest najważniejsze lenistwo, spokój i powolny rytm tylko błogostan. A mimo, iż będąc Mamą rocznej Córeczki o leniwych porankach z kawą mogę zapomnieć (wiesz z Tobą życie toczy się znacznie ciekawej i jest mniej przewidywalne niż w towarzystwie dorosłych) to błogostan we mnie jest, zapewnia mi go każdego ranka Twój radosny uśmiech, którym mnie obdarzasz zaraz po przebudzeniu i Twoje małe łokietki wbijające się w moje żebra, kiedy się po mnie wspinasz. Elementu lenistwa weekendowych ranków nie porzucam, bo wiem, że nim zdążę zauważyć dorośniesz i sama będziesz się domagać rankiem kawy, jajecznicy i dobrej prasy :)


Zrozumiałam dziś Kochanie, że w Wizji najważniejsza jest precyzja, elastyczność i strategia. 


Precyzja jest potrzebna by określić co tak naprawdę w mojej wizji, w moich planach i marzeniach jest kluczowe. Wizja odpowiada nam na pytanie dokąd zmierzamy, ale precyzja jest po to by zyskać wiedzę w jakim celu i dlaczego.


Nasuwa mi się prosty przykład. Wielu ludziom zdarza się marzyć o posiadaniu domu z tarasem. W swoich głowach mają oni często wizję tego idealnego wymarzonego miejsca: jest ono piękne, bardzo starannie dopracowane, efektowne, po prostu idealne. Często przy takiej wizji ich idealnego wielkiego domu, ich własne, aktualne małe mieszkanka są zaniedbane, niekochane, niedopracowane, tylko "zrobione" jakby na przeczekanie a ich małe balkony więdną bez kwiatów i ludzi. Kto wie może gdyby część z tych marzących o idealnym domu sprecyzowała po co o nim marzą, ich małe mieszkanka zaczęłyby tętnić życiem i pięknem a balkony zaroiły się od kolorowych donic i ludzi popijających na nich herbatę. Bo może w wizji domu z tarasem chodzi tak naprawdę o komfort, piękno i możliwość spotkania z drugim człowiekiem i oddychania świeżym powietrzem latem przy śniadaniu.


Inny przykład to niespełnieni podróżnicy. Zdarza się, że Ktoś przez całe życie opowiada o tym jak wielkim jego marzeniem jest wyjazd w jakieś dzikie miejsce np. do Afryki. Oczywiście w tej opowieści kluczowy jest fakt, że na przeszkodzie stoją finanse i nasz niedoszły podróżnik kisi się w swoim niespełnieniu. Być może gdyby doprezycował on po co do tej Afryki chce pojechać, okazałoby się, że swoją "Afrykę" ma za mniejsze pieniądze w Polsce np. nad Biebrzą, gdzie w bezkresnej głuszy można delektować się dziką przyrodą i z aparatem "polować" na łosie i bociany.


Świetnym przykładem na to jak ważne jest sprecyzowanie wizji i posiadanie elastyczności sa rodzice. Bardzo często zamęczają Oni siebie i własne dzieci książkowymi modelami wychowania, milionem zajęć i zadań. A może gdyby czasem się rozluźnili i wsłuchali w siebie doszli by do wniosku, że tak naprawdę zależy im na szczęściu ich dzieci a nie na tym by znały angielski, japoński i były w przyszłości naukowcami.


Właśnie po to Kochanie wszystkim wizjom potrzebna jest prezycja, by móc się zoorientować, że nim znajdziemy się w przyszłości, możemy równie komfortowo przeżywać teraźniejszość pijąc kawę na małych ukwieconych balkonach, podglądając zwierzynę w biebrzańskich lasach i delektować się z naszymi dziećmi ich dzieciństwem zamiast planować ich dorosłość.


Jednak w wizji oprócz precyzji bardzo ważna jest umiejętność rezygnacji z niej i elastycznego dostosowania się do zmian, które przynosi nam życie. Płynie nie tylko świat, ale i my w naszym wnętrzu, dlatego nie można kurczowo trzymać się starej wizji, która tak naprawdę straciła na znaczeniu wobec tego co przyniosła zmiana.


Podam Ci tu swój własny przykład. Twojego Tatę poznałam w czerwcu a pod koniec października wzieliśmy ślub. Nie uwierzysz czym był podyktowany nasz pośpiech oprócz Tego, że oczywiście MIŁOŚCIĄ. Nie ciążą jak pewnie większość myśli :) Ty byłaś naszym pięknym poślubnym owocem a śpieszyliśmy się dlatego, ze powiedziałam Twojemu Tacie, kiedy się oświadczył, że ja nie chce brać ślubu zimą w śniegu, więc albo zdecydujemy się na kolorową złotą jesień, albo będziemy czekać do wiosny. Czekać nie chcieliśmy, więc pośpiesznie załatwialiśmy potrzebne papiery żeby ślub wziąć jeszcze jesienią. No więc kiedy już udało nam się wszystko w tempie błyskawicznym zoorgazniować łącznie z piękną salą na przyjęcie, wymarzoną sukienką i fajnym fotografem last minute, po to by zdążyć przed zimą, śnieg  i tak spadł dokładnie dzień przed naszym ślubem, i na świecie zrobiło się zimno i szaro. To jednak nie przeszkodziło mojej szczęśliwości, potrafiłam "wypuścić" z rąk wizję o ślubie wśród kolorowych liści, bo  w mojej wizji najważniejsze było jednak z kim biorę ten ślub, po co i kto nam będzie towarzyszył w tej radosnej chwili. I wiesz życie bywa zaskakujące, bo przyniosło mi w prezencie w ten śnieżny, szary i zimny dzień mnóstwo ciepła i kolorów. Zamiast spadających złotych liści dostałam lecące w niebo kolorowe baloniki od moich małych przyjaciół (tych balonów i ich obecności nie zapomnę do końca życia), zamiast szumu liści dostałam piękne  głosy i oprawę muzyczną Mszy świętej zrobioną przez moich przyjaciół (wielki uścisk i serce pełne wdzięczności Im przesyłam). A o ciepło zadbali wszyscy łącznie z cudownym księdzem Rafałem,który tego dnia mówił z serca i ciepło do Nas i dla Nas.
I wiesz choć marzył mi się ślub bez śniegu, to moja wizja okazała się nawet nie w połowie  tak piękna jak ta którą zgotowało mi samo życie. Dlatego czasem warto elastycznie się dostosować i czerpać uśmiech z tych kolorów, które nam świat wysyła.



Co do strategii to Ona jest niezbędna, bo pomaga nam odpowiedzieć na pytanie jak chcę się przenieść z punktu A do punktu B, czyli jak z położenia mam wizję, znaleźć się w miejscu, gdzie wizja zostaje urzeczywistniona. 

Bez strategii nie osiągnie się żadnego marzenia. Przykładowo szczupłą sylwetkę i zdrowe ciało można osiągnąć tylko dzięki skutecznej strategii w skład w której wchodzi ruch i zdroworozsądkowa dieta...no chyba, że jest się wśród 10% szczęśliwców, którzy mogą wrzucać w siebie wszystko jak w odkurzacz i nie szkodzi to ani ich wadze ani zdrowiu. :)



Życzę Ci zatem Iduszko byś była precyzyjną wizjonerką  i dobrym strategiem niepozbawionym otwartości na to co spontanicznie podsyła Ci życie.



Kocham Cię, Mama