Dziś Iduś chciałam Ci napisać o pewnej życiowej pułapce, w którą stosunkowo łatwo jest wpaść, a robocze imię, które jej nadałam brzmi "Kiedy będę..."
"Kiedy będę" pojawia się gdzieś w bliżej nieokreślonym momencie życia, zazwyczaj jego pierwsze oblicze to zdanie, które do dzieci kierują dorośli pod tytułem "kiedy będziesz duży, to ..."
Szybko się ono uwewnętrznia, i o ile w dzieciństwie wydaje się niegroźne, bo dzieci nawet marząc "kiedy będę duży zostanę strażakiem", całkiem sporo mają frajdy w swoim teraz, kiedy w strażaka tylko się bawią, o tyle w okresie nastoletnim może ono stać się, niezbyt użyteczną, i oddalającą nas od radości z codzienności myślą.
Wielu nastolatków w okresie buntu zdanie "Kiedy będę pełnoletni ..." traktuje bardzo poważnie, i przeżywa swą młodość, pielęgnując złość na chwilę obecną, idealizując przyszłość, która nie wiedzieć jakim sposobem, ma zmienić okropne dzisiaj w piękne jutro.
Część z nas nie wyrasta z tego buntu. Zdanie "kiedy będę ..." zabiera ze sobą w dorosłość, i z lubością powtarza je wówczas, gdy nie chce podjąć działania.
Dla przykładu:
Kiedy będę miała udane życie osobiste, zajmę się spełnieniem w życiu zawodowym.
Kiedy będę szczuplejsza, zapiszę się na siłownię, albo zacznę biegać, bo teraz to jakoś głupio.
Kiedy zarobię na mieszkanie/ samochód/ markowe ubrania/ wakacje na Hawajach/niepotrzebne skreślić, zacznę dbać o równowagę między pracą, a odpoczynkiem, i czasem dla bliskich.
Kiedy będę szczuplejsza zacznę się ładnie ubierać.
Kiedy będę miała idealnego partnera, idealny związek zacznę budować dom swoich marzeń.
Kiedy będę miała starsze dzieci będę lepszą matką, bo brak mi cierpliwości do maluchów.
Kiedy będę miała własne mieszkanie, urządzę je tak jak sobie wymarzyłam.
I tak dalej? Rozumiesz już? I jak Kochanie, masz jakieś swoje "Kiedy będę ..." Jeśli tak, to koniecznie przegoń je ze swojego umysłu.
"Kiedy będę ..." wcale nie koncentruje naszej uwagi na celu, raczej jest świetną wymówką, by odwrócić od niego wzrok i skierować go z znane bezpieczne obszary marazmu i narzekania.
W swoim "jestem" naprawdę można sporo zrobić. Co więcej przy dobrym wykorzystaniu "jestem", i "będę" automatycznie pięknieje.
Nie jest tak, że jak nie układa mi się w sprawach osobistych, to nie mogę wygospoarować przestrzeni na myślenie o pracy. Nie trzeba być chudym by zacząć ćwiczyć, w zasadzie jest zupełnie na odwrót to dzięki ćwiczeniom z dnia, na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc zmienia się nasze ciało. Nie można też opierać budowy naszego domu, tylko na osobie partnera, bo ten zawsze może odejść w jakimś momencie życia w swoją stronę, i wtedy razem z nim odejdzie ten nasz dom, o ile lepiej będzie jak dom zaczniemy budować sami, nie ścianami, ale sercem, wtedy choć w części zostanie on z nami.
Przykładów można mnożyć wiele.
A "kiedy będę ...", to całkiem niezła wymówka, by nie brać odpowiedzialności za wybory naszego "jestem".
Nie idź w kierunku, "kiedy będę ...", Iduś, chwyć swoje dzisiaj i rób to co możesz w danym momencie. Jeśli nie wiesz jak to zrobić odnajdź w albumie swoje zdjęcia z dzieciństwa, popatrz na swój wewnętrzny uśmiech podczas zabawy, popatrz na swoją obecność w każdej chwili, i naśladuj siebie z przeszłości. Pądążaj za tą małą, pełną radości dziewczynką z piaskownicy, a ona pokaże Ci jak żyć tu i teraz, i jak w teraźniejszości zbliżyć się do marzeń o przyszłości.
Przesyłam Całusy, kocham nieustająco, Mama
p.s. każdego dnia można się budzić i mówić :Kiedy będę miała więcej powodów do radości, będę szczęśliwsza, albo można wstać i powiedzieć to co napisała leonette, blogerka, którą cenię "Przeżywam życie w zachwycie" i uśmiechnąć się do swojego dzisiaj. Według mnie ta druga opcja jest lepsza. Wybór jest zawsze po naszej stronie. Całusy fruną do Ciebie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz