środa, 29 lipca 2015

Kiedy będę ...



Dziś Iduś chciałam Ci napisać o pewnej życiowej pułapce, w którą stosunkowo łatwo jest wpaść, a robocze imię, które jej nadałam brzmi "Kiedy będę..."


"Kiedy będę" pojawia się gdzieś w bliżej nieokreślonym momencie życia, zazwyczaj jego pierwsze oblicze to zdanie, które do dzieci kierują dorośli pod tytułem "kiedy będziesz duży, to ..."

Szybko się ono uwewnętrznia, i o ile w dzieciństwie wydaje się niegroźne, bo dzieci nawet marząc "kiedy będę duży zostanę strażakiem", całkiem sporo mają frajdy w swoim teraz, kiedy w strażaka tylko się bawią, o tyle w okresie nastoletnim może ono stać się, niezbyt użyteczną, i oddalającą nas od radości z codzienności myślą.

Wielu nastolatków w okresie buntu zdanie "Kiedy będę pełnoletni ..." traktuje bardzo poważnie, i przeżywa swą młodość, pielęgnując złość na chwilę obecną, idealizując przyszłość, która nie wiedzieć jakim sposobem, ma zmienić okropne dzisiaj w piękne jutro.

Część z nas nie wyrasta z tego buntu. Zdanie "kiedy będę ..." zabiera ze sobą w dorosłość, i z lubością powtarza je wówczas, gdy nie chce podjąć działania.

Dla przykładu:

Kiedy będę miała udane życie osobiste, zajmę się spełnieniem w życiu zawodowym.

Kiedy będę szczuplejsza, zapiszę się na siłownię, albo zacznę biegać, bo teraz to jakoś głupio.

Kiedy zarobię na mieszkanie/ samochód/ markowe ubrania/ wakacje na Hawajach/niepotrzebne skreślić, zacznę dbać  o równowagę między pracą, a odpoczynkiem, i czasem dla bliskich.

Kiedy będę szczuplejsza zacznę się ładnie ubierać.

Kiedy będę miała idealnego partnera, idealny związek zacznę budować dom swoich marzeń.

Kiedy będę miała starsze dzieci będę lepszą matką, bo brak mi cierpliwości do maluchów.

Kiedy będę miała własne mieszkanie, urządzę je tak jak sobie wymarzyłam.

I tak dalej? Rozumiesz już? I jak Kochanie, masz jakieś swoje "Kiedy będę ..." Jeśli tak, to koniecznie przegoń je ze swojego umysłu.

"Kiedy będę ..." wcale nie koncentruje naszej uwagi na celu, raczej jest świetną wymówką, by odwrócić od niego wzrok i skierować go z znane bezpieczne obszary marazmu i narzekania.

W swoim "jestem" naprawdę można sporo zrobić. Co więcej przy dobrym wykorzystaniu "jestem", i "będę" automatycznie pięknieje.

Nie jest tak, że jak nie układa mi się w sprawach osobistych, to nie mogę wygospoarować przestrzeni na myślenie o pracy. Nie trzeba być chudym by zacząć ćwiczyć, w zasadzie jest zupełnie na odwrót to dzięki ćwiczeniom z dnia, na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc zmienia się nasze ciało. Nie można też opierać budowy naszego domu, tylko na osobie partnera, bo ten zawsze może odejść w jakimś momencie życia w swoją stronę, i wtedy razem z nim odejdzie ten nasz dom, o ile lepiej będzie jak dom zaczniemy budować sami, nie ścianami, ale sercem, wtedy choć w części zostanie on z nami.

Przykładów można mnożyć wiele.

A "kiedy będę ...", to całkiem niezła wymówka, by nie brać odpowiedzialności za wybory naszego "jestem".

Nie idź w kierunku, "kiedy będę ...", Iduś, chwyć swoje dzisiaj i rób to co możesz w danym momencie. Jeśli nie wiesz jak to zrobić odnajdź w albumie swoje zdjęcia z dzieciństwa, popatrz na swój wewnętrzny uśmiech podczas zabawy, popatrz na swoją obecność w każdej chwili, i naśladuj siebie z przeszłości. Pądążaj za tą małą, pełną radości dziewczynką z piaskownicy, a ona pokaże Ci jak żyć tu i teraz, i jak w teraźniejszości zbliżyć się do marzeń o przyszłości.

Przesyłam Całusy, kocham nieustająco, Mama

p.s. każdego dnia można się budzić i mówić :Kiedy będę miała więcej powodów do radości, będę szczęśliwsza, albo można wstać i powiedzieć to co napisała leonette, blogerka, którą cenię "Przeżywam życie w zachwycie" i uśmiechnąć się do swojego dzisiaj. Według mnie ta druga opcja jest lepsza. Wybór jest zawsze po naszej stronie. Całusy fruną do Ciebie :)

piątek, 24 lipca 2015

Nie przewijaj ... wyostrz zmysły ...






Nie wiem Iduś czy kiedyś doświadczysz tej pokusy. Nie wiem czy Ktoś w ogóle doświadcza jej oprócz mnie, choć skrycie podejrzewam, że nie jestem w tym odosobnioną jednostką.



O jakiej pokusie piszę?

O przewijaniu, które zjawia się w myślach cicho i niepostrzeżenie.

To ta chwila, kiedy zjawia się myśl, by przewinąć niecierpliwie kilkadziesiąt stron jakiejś książki, i niedbale przebiec wzrokiem po gąszczu liter, tylko po to by dowiedzieć się wcześniej jaki jest koniec.

To ta chwila, kiedy coś ciśnie w myślach mocno, i nie pozwala się zrelaksować na kawie z przyjaciółmi, uporczywie przypominając o  czekających po przyjemnościach obowiązkach.

To ta chwila, kiedy chce się szybko przebyć przez 9 mięsięcy ciąży, by poznać swoje dziecko.

To ta chwila, kiedy chciałoby się przewinąć gorszy, wyciskający z oczu łzy czas, po to by zobaczyć czy uśmiech jeszcze czeka za rogiem.

To ta chwila kiedy człowiek przedreptuje niecierpliwie robocze dni tygodnia, jak mantrę powtarzając w głowie zdanie "byle do weekendu".

To ta chwila, kiedy chciałoby się przyspieszyć koniec zimy, by wreszcie zrzucić ciężki, wełniany płaszcz na rzecz lekkiego swetra i baletek.

To ta chwila, kiedy człowiek wyczekuje burzy i deszczu, podczas upałów, i słońca podczas okresów słoty.

To ta chwila, kiedy w pierwsze mrozy wyczekuje się, by spadł śnieg, a w ostatnie wygląda się odwilży i przedwiośnia za oknem.

Ech, wiele jest takich chwil, kiedy zjawia się pokusa, by przewinąć do przodu, by prześlizgnąć nieuważnie przez dzisiaj na rzecz jutra.

Kiedyś pokusa na "przewijanie" dopadała mnie częściej. Teraz z rzadka się zakrada cichcem jak kot, z tym, że już nie pozwalam jej sobą zawładnąć.

Jest taka scena w filmie "Czas na miłość", która każdorazowo, gdy ją oglądam wyciska mi łzy z oczu. To moment, kiedy ojciec głównego bohatera może ostatni raz przed śmiercią cofnąć się w czasie, i postanawia, że przeniesie się do dzieciństwa swojego syna, by beztrosko pobiegać z nim po plaży, by po prostu z nim, takim małym, pobyć.

Ta scena niezmiennie mi przypomina, że dziś bardzo szybko zmienia się we wczoraj, dlatego nie ma co śpieszyć się tak uparcie do jutra.

Przychodzi taki moment w życiu, kiedy ktoś przy Tobie opowiada "Ci studenci", "Ci licealiści", albo "ta dzisiejsza młodzież" i dociera do Ciebie, że już nie mówi o Tobie.

Przychodzi taka chwila, że podczas spaceru pchając wózek, ze swoim dzieckiem ulicami swojej młodości, przypominasz sobie jak to było nie mieć go przed sobą.

Przychodzi taki dzień, kiedy patrzysz na swoje dziecko, które dopiero co było małym orzeszkiem, który wyskoczył z brzucha, a teraz biega radośnie, wybierając swoje własne ścieżki, i nie podąża już ślepo za Tobą.

I właśnie wtedy zdajesz sobie sprawę jak fajne jest dzisiaj, jak  tu i teraz warte jest Twojej uwagi, i zanurzenia w nim zmysłów i myśli.

I właśnie wtedy oddalasz pokusę "przewiń", która zjawia się, kiedy jesteś ze swoim dzieckiem na placu zabaw, terkocząc Ci w głowie o obowiązkach. Zanurzasz się w chwili, czujesz wiatr we włosach i kropelki potu na nosie i radośnie zjeżdżasz na zjeżdżalni krzycząc "jupi". Słyszysz śmiech swój i dziecka, wypełnia Cię radość chwili. I właśnie wtedy prawdziwie żyjesz Kochanie.

Życzę Ci Iduś jak najwięcej chwil zatrzymania w tu, jak najwięcej momentów z teraz w roli głównej. Całe życie można przeżyć na autopilocie i przewijać do przodu. Wynika to z mnogości wszystkiego co nas otacza. Z nadmiarowości ról, zadań, przyjemności i rzeczy do posiadania. Ale zachęcam Cię nie przewijaj. Wybierz siebie,  wyostrz zmysły, zanurz się w swoim TU, chwyć swoje TERAZ, i po prostu żyj.

Kocham Cię, i kocham te nasze chwile na zjeżdżalni, kiedy zmęczone i uśmiechnięte otrzepujemy stopy z piasku. Kocham nasze dzisiaj, Mama

Nie bój się ...



Dziś Iduś kiedy byłyśmy na spacerze i dreptałyśmy wolno w okolicy sadów, pod nogami zobaczyłam rozdeptaną już przez kogoś fioletową, soczystą śliwkę. A potem kiedy wracałyśmy i uniosłam głowę do góry, by popatrzeć na drzewa zobaczyłam gałęzie jednego z nich, ciężkie już od kolczastych kasztanów.

I nie wiem czemu, ale właśnie wtedy dotarła do mnie oczywista prawda, że czas to po prostu zmiana.

Kiedy na drzewach i pod stopami zobaczyłam skradającą się małymi kroczkami jesień zrozumiałam czym jest czas.

Zrozumiałam też, że Ci, którzy boją się zmian, może nie do końca zdają sobie sprawę, że one i tak się dzieją.

Wślizgują się w ich życie chłodem pierwszego jesiennego poranka, skrobaniem łopaty, którą dozorca odgarnia pierwszy śnieg, grzmotem pierwszej wiosennej burzy, wieczornym rechotem żab, oraz parnym powietrzem lata.

Zmiana codziennie puka bezgłośnie promieniami wschodzącego słońca do naszych okien, i zagląda srebrnym księżycem przez ciężkie kotary nocą.

Dlatego nie bój się czasu, nie bój się zmiany Kochanie. Nie warto.

Bać się można jedynie braku świadomej obecności w danym nam czasie.

Dlatego bądż obecna całą Sobą w danym Ci być. Chłoń całą Sobą wschody, zachody, zimy, wiosny, lata i jesienie swego życia.

Po prostu bądź - tylko i aż tyle.

Kocham Cię mocno, Mama

czwartek, 23 lipca 2015

Smak cytryny.



Ostatnio Iduś miałam przyjemność brać udział w dwóch szkoleniach. Na jednym z nich byłam uczestnikiem, drugie prowadziłam. Oba były bardzo odświeżające dla mojego bycia i na obu przyżyłam to cudowne "Aha", które otwiera szeroko oczy i poszerza perspetywę widzenia świata. Zabawne jest to, bo oba "aha" dotyczyły tej samej oczywistej oczywistości :) 


Czasem człowiek po prostu musi mocno poczuć to co wiedział, by stało się to dla niego drogowskazem, tak było i ze mną.

Otóż na Akademii Trenerskiej prowadzonej przez Panią Iwonę Majewską - Opiełkę, której byłam uczestnikiem poznałam cudowne, ciekawe i bardzo różnorodne osobowości. Jednym z elementów szkolenia było przygotowanie w grupach wystąpienia na wybrany temat. 

Już pierwsze zetknięcie z zadaniem, pokazało nam, iż wspólne ujęcie jakiegoś tematu przez 3 autonomiczne osoby do łatwych nie należy, jednak jest możliwe jeśli wyjdą one sobie naprzeciw, otworzą na Siebie ucho i serca.

Gdy grupy już doszły do porozumienia, wybrały treści i formę do swojej prezentacji, przyszedł moment by pokazać wyniki swojej pracy reszcie osób i zapoznać się z ich opinią na jej temat.

I tu przeżyłam swoje kolejne "aha", ponieważ okazało się, że to co dla jednych było wielkim atutem danego wystąpienia, dla innych wręcz przeciwnie było jego minusem.

Wtedy poczułam bardzo mocno, że we wszystkim warto być prawdziwie i na 100% sobą, ponieważ jeśli będziemy kierować się chęcią przypodobania innym doprowadzimy do sytuacji w której co chwilę będziemy musieli zakładać inną maskę.

Bycie sobą nie zakłada jednak, zamknięcia na informacje zwrotne ze świata, i na przyjęcie przez chwilę perspektywy spojrzenia drugiej osoby.

Kiedy był moment dawania przez grupę informacji zwrotnej dotyczącej naszej pracy, wielu z nas korciło by się tłumaczyć. Wówczas Pani Iwona Majewska - Opiełka, wypowiadała dla mnie przemądre i cudowne zdanie: "Nie tłumacz się, wysłuchaj, przyjmij i podziękuj." 

Dla mnie to jedno zdanie niesie ze sobą ogromną mądrość. Dlaczego? 

Po pierwsze wskazuje, że tłumaczenie się z bycia Sobą nie ma najmniejszego sensu.

Po drugie daję radę, by otworzyć ucho na perspektywę patrzenia drugiej osoby i wysłuchać jej zdania.

Po trzecie prosi by ją przyjać, co dla mnie oznacza zapoznaj się z nią, przemyśl, zastanów się czy chcesz w związku z tą opinią zrobić coś inaczej, czy jednak pozostać przy swoim stanowisku.

Po czwarte radzi podziękować, za to, że ktoś dzieli się z nami swoją perspektywą, swoim zdaniem, bo jeśli robi to w poszanowaniu dla naszej osoby, to tak naprawdę nas obdarowuje nowym spojrzeniem na to samo zjawisko.

Bardzo to dla mnie mądre.

Podczas szkolenia jeden z uczestników Artur Negri zaproponował nam również do wykonania ciekawe ćwiczenie, które zresztą potem zapożyczyłam na rzecz swojego własnego szkolenia.

Polegało ono na tym, byśmy posmakowali cytryny i podzielili się z sobą odczuciam, skojarzeniami, które dla nas ten smak niesie.

To ćwiczenie znów pokazało naszą olbrzymią różnorodność. Dla jednych cytryna była smaczna, dla innych nie, dla jednych kwaśna, a dla jeszcze innych gorzka. Ile osób tyle odczuć, ile osób tyle smaków. 

Podczas szkolenia, które prowadziłam z moją przyjaciółką Asią, ta sama różnorodność wyszła przy okazji interpretacji jednego  z opowiadań Osho, ile było Pań, tyle skojarzeń z nim związanych. Mnogość interpretacji naprawdę mnie niesamowicie zaskoczyła.

Na tych dwóch spotkaniach poczułam bardzo mocno to co niby wiedziałam.

Poczułam, że ile ludzi tyle światów, ile osób tyle smaków cytryny.

Poczułam, też jak ważne by mieć kontakt z samym Sobą, wiedzieć kim się jest i jaki smak się odczuwa, a nie ślepo podążać za doznaniami innych osób.

Poczułam, też, że przy jednoczesnym zachowaniu własnej autonomii warto otwierać ucho i serce na perspektywę drugiego człowieka, by poszerzać swoje własne widzenie świata.

Zachęcam Cię Iduś byś podczas przygody zwanej życiem intensywnie poznawała swoje własne smaki przy jednoczesnym otwarciu na to co jest doznaniem drugiego człowieka.

Jak powiedział Ktoś bardzo mądry: "Nie tłumacz się, wysłuchaj, przyjmij, podziękuj" ... i dodam od Siebie rozkoszuj się smakiem swojego plastra :)

Kocham Cię bardzo mocno, Mama